Wybory parlamentarne w Holandii 2021 fot. Polonia.nl

Marcowe wybory do rad gmin w Francji przełożono na czerwiec, w Holandii te parlamentarne odbędą się w terminie, 17 marca. Zdeterminowany rząd Ruttego nie ugiął się pandemii, bo oficjalnie „demokracja ważniejsza”, ryzyko infekcji przy urnach ograniczono. Ale więcej jest na rzeczy.

Rozpoczęliśmy serię artykułów pt.”Wybory w Holandii”. Pierwszy artykuł to:

WYWIAD: Węgierka Kati Piri jest holenderską polityczką, walczy o mandat poselski w Tweede Kamer

Pomimo trzeciej fali pandemii oraz obowiązywania rygorów lockdown i godziny policyjnej Holendrzy udadzą się do urn wyborczych 17 marca. Wybiorą 150 posłów do drugiej izby parlamentu. I pośrednio także rząd na kolejne 4 lata.

Holandia jest największym krajem w UE, który przeprowadza wybory parlamentarne od początku pandemii.

Karnawał demokracji potrwa 3 dni

Rząd Holandii podjął wyjątkowe środki bezpieczeństwa, by wybory nie stały się superspreader event, czyli wydarzeniem podczas którego dojdzie do silnego wzrostu zakażeń koronawirusem. Środki te zapisano to w specjalnej ustawie, która wraz z nowelą weszła w życie dopiero pod koniec stycznia br.

Jak rząd Holandii dba o bezpieczeństwo wyborców i ogranicza ryzyko infekcji podczas pandemii?

  1. Wyborcy będą mogli głosować wcześniej w ramach early voting 15 i 16 marca. Dotyczy to przede wszystkim osób z grup wysokiego ryzyka.
  2. Po raz pierwszy w historii wyborów parlamentarnych w Holandii wprowadzono głosowanie korespondencyjnie, ale tylko dla 70-latków i osób starszych. To ok. 2,4 mln wyborców.
  3. Można głosować przez pełnomocnika; pełnomocnik może mieć aż 3 pełnomocnictwa.
  4. Lokale wyborcze znajdują się w obiektach z dużymi powierzchniami, jak hale sportowe, czy aule szkolne.

Odłożenie wyborów – temat tabu

Kwestia odłożenia wyborów pojawiła się jak kometa na początku lutego wraz z pogorszeniem sytuacji epidemiologicznej.

Obawiano się szybkiej transmisji zakażeń brytyjską mutacją koronawirusa. I ledwo co zaostrzono rygory lockdown i wprowadzono godzinę policyjną. Kilku burmistrzów wyraziło publicznie swoje obawy, by przeprowadzić wybory 17 marca.

Odłożenie wyborów było kwestią kontrowersyjną w holenderskim mainstreamie.

To byłaby woda na młyn dla przeciwników lockdown. Twierdzono, że dostaliby dodatkowy argument, że demokracji nie traktuje się poważnie, a „my nie mamy nawet nic więcej do powiedzenia na temat tego, kto nami rządzi”.

Polecamy: Spadek zaufania do rządu. Ale Holender przestrzega zasad bezpieczeństwa i chce głosować w wyborach 17 marca

Waleczna Partia na rzecz Zwierząt

Faktycznie walczyło o nie tylko małe ugrupowanie – Partia na rzecz Zwierząt (PvdD).

Apelu tej partii politycy głównego nurtu nie potraktowali serio. Chociaż dotyczył ważnej kwestii konstytucyjnej.

Według PvdD możliwość głosowania korespondencyjnego powinny mieć nie tylko osoby powyżej 70. roku życia, ale także młodsi wyborcy, którzy ze względu na wiek czy chorobę nie odważą się głosować 17 marca. Adwokat twierdził, że dotyczy to 10 proc. elektoratu, około miliona wyborców, którzy są teraz „dyskryminowani i nieproporcjonalnie ograniczani w ich podstawowym czynnym prawie wyborczym”.

Partia ta przegrała w haskim sądzie, który orzekł, że podstawowe prawo wyborcze pozostało nienaruszone. Oraz że sąd nie ma kompetencji do nakazania państwu rozszerzenia głosowania korespondencyjnego.

Rutte forsuje swoje

Inne partie nie kiwnęły nawet palcem w tej sprawie. Twierdziły, że na odłożenie wyborów jest już za późno.

Faktycznie nie mogły się wycofać, bo prawie wszystkie frakcje (z wyjątkiem narodowo-konserwatywnego Forum na rzecz Demokracji Thierry Baudeta) zagłosowały za ustawą o wyborach parlamentarnych podczas pandemii.

To kalendarz polityczny zmusił premiera Rutte do przeprowadzenia wyborów w zaplanowanym terminie.

Rząd Rutte III upadł w połowie stycznia z powodu afery zasiłkowej.

Obecnie zarządza krajem jako tymczasowy tzw. ustępujący rząd do czasu powołania nowego rządu wyłonionego po wyborach. Obecny rząd nie ma pełnych kompetencji i działa na pół gwizdka, co podczas pandemii to dość nie komfortowa sytuacja. Stworzenie koalicji rządowej kosztuje sporo czasu (rząd Rutte III powstał po 6 miesiącach negocjacji czterech partii VVD, CDA, D66 i CU).

A czasu jest mało, bo kraj trzeba jak najszybciej wyciągnąć z koronakryzysu. I jest jeszcze jeden argument – instynkt samozachowawczy Ruttego.

Masowo do urn?

Holendrzy są tradycyjnymi fanami dopełnienia obowiązku wyborczego. W 2017 r. frekwencja wyborcza wyniosła 82 proc. i była najwyższa od 10 lat (w ostatnich 40 latach najniższa była w 1998 73,3 proc.). Czy pandemia ostudzi ich entuzjazm?

Jak wykazuje badanie ankietowe instytutu RIVM (czytaj więcej), Holendrzy wykazują dużą odwagę i zaufanie. Prawie 90  proc. Holendrów chce głosować w tych wyborach, a dwie trzecie ma zaufanie do organizatorów wyborów.

Przeważa zdrowy rozsądek Holendrów. Twierdzą, że głosowanie jest nawet bezpieczniejsze niż chodzenie do supermarketu.

Jeśli możemy iść na zakupy do supermarketu, to możemy też iść na wybory –

mówią pragmatyczni Holendrzy.

A która partia polityczna najbardziej skorzysta na wyborach podczas pandemii?

Według sondaży, jest to partia Marka Ruttego VVD. I to trzecia przyczyna, by wybory przeprowadzić właśnie teraz, w terminie.

Najmniej koronawirusa obawiają się wyborcy skrajnej prawicy – populistycznej, antyislamskiej PVV Geerta Wildersa i narodowo-konserwatywnego Forum na rzecz Demokracji Baudeta.

Jakie szanse mają te dwie populistyczne partie w tych wyborach, o tym napiszemy w kolejnym artykule z serii „Wybory w Holandii”.

Pierwszy artykuł w serii „Wybory w Holandii”:

WYWIAD: Węgierka Kati Piri jest holenderską polityczką, walczy o mandat poselski w Tweede Kamer