Pomnik Niewolnictwa w Rotterdamie/Autor: Wikifrits/Wikipedia

Holendrzy uznają swoją przeszłość jako kolonialnego imperium za poważną kwestię, ale nie uważają za stosowne za tę przeszłość przepraszać. Ostatnie sondaże wyraźnie to pokazują. Tymczasem rady miejskie Amsterdamu i Rotterdamu przygotowują się do złożenia publicznych przeprosin za niewolnictwo.

Na zlecenie gazety „Trouw” pracownia badawcza I&O przeprowadziła sondaż dotyczący stosunku współczesnych Holendrów do kolonialnej przeszłości ich kraju. Teraz pismo zaprezentowało rezultaty sondażu, które poniżej omawiamy.

Polecamy: Niewolnictwo – przeszłość, która w Holandii przestała być tabu

Wyniki tego badania wyraźnie wskazują, iż mieszkańcy współczesnych Niderlandów mają świadomość skali niewolnictwa, mającej poważny wpływ na budowanie gospodarki kraju, ale nie są jeszcze gotowi za to przeprosić niegdyś zniewolone narody.

Ponad połowa na „nie”, różnice w grupach etnicznych

56 proc. mieszkańców Holandii przyznaje, że ich kraj odegrał poważną rolę w historii światowego niewolnictwa.

Jednakże na następne pytanie: czy Holendrzy powinni przeprosić za kolonializm niegdyś zniewolone narody? – 55 proc odpowiada, że nie. Zaledwie 31 proc. jest odmiennego zdania.

Znacznie głębsze różnice, pisze gazeta „Trouw”, ujawniają się w zależności od pochodzenia etnicznego badanych. 62 proc. Holendrów bez migracyjnego pochodzenia nie chce przepraszać za niewolnictwo.

Natomiast wśród Holendrów, których przodkowie pochodzą z Surinamu i Antyli aż 70 proc. uważa złożenie takich przeprosin za konieczne.

Zwraca uwagę fakt, że taki sam odsetek mieszkańców Holandii pochodzenia tureckiego i marokańskiego również opowiada się za przeprosinami.

Amsterdam i Rotterdam chce przepraszać za niewolnictwo

Rady miejskie Amsterdamu i Rotterdamu rozważają tymczasem złożenie takich przeprosin w imieniu swoich miast. Skąd takie plany? Pod koniec 2020 r. opublikowane zostały badania historyków, zlecone przez władze tych miast, które unaoczniły rolę, jaką niewolnictwo odegrało w budowaniu potęgi tych ośrodków.

Badania te (trwające kilka lat) pokazały, jak wielki wpływ na rozwój Amsterdamu i Rotterdamu miał handel niewolnikami z kolonii i ich praca. Skala profitów, jakie czerpały te miasta z kolonializmu, np. rozwój Rotterdamu jako europejskiego i światowego portu, jest trudna do przeszacowania.

Mimo, że społeczności tych miast, jak pisze gazeta „Trouw”, zaledwie w około 30-32 proc. popierają plany oficjalnego przeproszenia niegdyś zniewolonych narodów, to rady miejskie Amsterdamu i Rotterdamu chcą to zrobić nie w imieniu współczesnych mieszkańców, ale w imieniu poprzednich rad miejskich.

To bowiem tamci urzędnicy miejscy zajmowali się handlem niewolnikami i niewolniczą pracą w koloniach Niderlandów, na czym w dużej mierze powstała siła tych miast, trwająca do dzisiaj.

Pomnik Niewolnictwa powinien łączyć społeczności

Jak mówi na łamach „Truw” Peggy Wijntuin, była radna w Rotterdamie z ramienia PvdA, to ona podjęła inicjatywę budowy w Rotterdamie Pomnika Niewolnictwa i zainicjowała przed kilku laty badania historyczne nad udziałem tego miasta w handlu niewolnikami.

„Badania doprowadziły do publikacji w 2020 r. trzech książek pokazujących, że Rotterdam siedział w niewolnictwie po uszy. To było ważne, bo podczas budowy Pomnika Niewolnictwa spotykałam się z pytaniami: a co ma Rotterdam do niewolnictwa? Badania pokazały skalę tego wyzysku” – mówi Peggy Wijntuin.

Rada miejska Amsterdamu z kolei już planuje złożyć przeprosiny za niewolniczą przeszłość miasta 1 lipca, podczas festiwalu Keti Koti.

Więcej o tym festiwalu piszemy w artykule Holandia: 156 lat od zniesienia niewolnictwa. 1 lipca – upamiętnienie i festiwal Keti Koti

„Dla mnie niewolnictwo to nie historia. Jestem czwartym pokoleniem od zniesienia niewolnictwa 1 lipca 1863 r. Moja prababcia była niewolnicą, a moja matka – jej wnuczka – była wychowywana właśnie przez nią. ” – wyjaśnia Peggy Wijntuin na łamach „Trouw”.

„Historia niewolnictwa tkwiła w mojej matce, a wszystkie jej marzenia i wojowniczość są we mnie” – dodaje Wijntuin.

Rutte: krajowe „przepraszam” podzieli Holendrów

Ustępujący premier Mark Rutte powiedział w ubiegły piątek, że nie przeprosi potomków niewolników z Surinamu, Antyli czy Indonezji za zniewolenie ich przodków przez białych Holendrów.

Szef gabinetu stwierdził, że „w pełni rozumie oczekiwanie przeprosin (przez określone grupy etniczne w Holandii – przyp. red.), szanuje władze Amsterdamu i Rotterdamu za chęć ich złożenia, jednakże nie będzie przepraszać za niewolnictwo (w imieniu całego kraju – przy. red.).

„Takie przeprosiny niosą ryzyko zaognienia i pogłębienia polaryzacji holenderskiego społeczeństwa” – powiedział Rutte.

Niemniej już w połowie 2020 r. premier Holandii przyznał publicznie, że systemowy rasizm i dyskryminacja są poważnymi problemami kraju.

Więcej na ten temat piszemy w artykule Koronakryzys konieczny, by premier Rutte przyznał, że rasizm to problem w Holandii

„Mam też problem, żeby przepraszać za coś, co wydarzyło się 150 lat temu. Kim jestem, żeby teraz wytykać moralnym palcem moich poprzedników?” – to pytanie zadane przez Rutte cytuje gazeta „Trouw”.

„W Holandii w tamtym czasie nie było demokracji, kraj był rządzony autokratycznie, a większość Holendrów nie miała w tej sprawie (niewolnictwa – przyp. red.) nic do powiedzenia” -wyjaśniał swoje stanowisko ustępujący premier Rutte.

Tymczasem przeprosiny za kolonializm i zbrodnie wyrządzone na niewolnikach nie są we współczesnym świecie czymś niespotykanym. Za niechlubną przeszłość przeprosiła już Izba Reprezentantów, Senat i niektóre stany USA. To samo zrobiły władze Londynu, Liverpoolu i Charleston.

„We Francji od 2001 r. obowiązuje prawo, które nazywa przeszłość niewolnictwa – zarówno handel niewolnikami, jak i niewolnictwo na plantacjach – zbrodnią przeciwko ludzkości. Ustawodawca z mocą wsteczną tak kwalifikuje niewolnictwo. Nie można już mówić, że tak naprawdę niewiele się działo” – mówi dla „Trouw” Rutger Groot Wassink, radny z Amsterdamu.