Zdj. ilustracyjne Orna Wachman z Pixabay

Koronakryzys, jak każdy „dobry” kryzys, obnaża słabości, ujawnia błędy tak na poziomie społeczeństwa, jak i państwa. Nowe okoliczności dodają politykom odwagi, by wprowadzić długo odkładane zmiany i w końcu powiedzieć prawdę. To słowa premiera Rutte o tym, że rasizm jest problemem w Holandii.

„U nas także jest rasizm, u nas także jest dyskryminacja”.

Te słowa premiera Holandii Marka Rutte to zupełnie nowa jakość na tle dotychczasowej postawy lidera rządu wobec społecznych problemów Niderlandów.

Od 1,5 m do rasizmu w Holandii

Premier Holandii wystąpił na konferencji prasowej poświęconej poluzowaniu rygorów dotyczących podróżowania podczas wakacji w czasie trwającej epidemii koronawirusa.

Spotkanie z dziennikarzami zostało w pewnym momencie niespodziewanie zdominowane przez aktualności dnia, tj. demonstrację przeciw rasizmowi, zorganizowaną dzień wcześniej w Amsterdamie i tego wieczoru trwającą demonstrację w Rotterdamie.

Polecamy: Holandia: Od 15 czerwca podróżowanie i wakacje w Europie możliwe choć na własne ryzyko. Lista krajów

Chodzi tu o falę protestów w USA i także w Holandii, wywołaną przez śmierć George’a Floyda w Minnesocie. Ten czarnoskóry Amerykanin został brutalnie uduszony podczas interwencji policji.

W Amsterdamie, na placu Dam, zgromadziło się we wtorek 2 czerwca około 5 tysięcy osób. Demonstrujący nie zachowali obowiązującego 1,5 m dystansu, a burmistrz stolicy Femke Halsema (Zieloni, Groenlinks) nie przerwała demonstracji kierując się względami ideologicznymi (walka z rasizmem), nie stawiając w czasie pandemii zdrowia publicznego na pierwszym miejscu. To wywołało falę krytyki.

Riposta premiera

Riposta Rutte na pytanie dziennikarza była klarowna: „Śmierć George’a Floyda jest nie do przyjęcia. Jednocześnie sposób organizacji demonstracji w Amsterdamie jest nieodpowiedzialny. Obowiązuje zasada: półtora metra. To nie podlega negocjacjom, a sprawy poszły nie tak w Amsterdamie”.

Po czym, ku konsternacji wszystkich, premier odniósł się do zjawiska rasizmu w Holandii i użył słowa na R.

„To, czego ludzie tam ( w USA – przyp. red.) doświadczają, ludzie również doświadczają w Holandii. Również w Holandii są ludzie, którzy są osądzani nie na podstawie ich przyszłości, ale przeszłości, pochodzenia (etnicznego – przyp. red.); nie zwraca się do nich jako jednostki, lecz w odniesieniu do grupy, z której się wywodzą.

Są oceniani nie na podstawie własnego zachowania, ale na podstawie wyznawanej wiary. Dzieje się tak również w Holandii, dotyczy także wielu osób w tym kraju” – mówił premier Rutte na wspomnianej konferencji, dzień po demonstracji w Amsterdamie.

Po czym padły trzy kluczowe wypowiedzi premiera:

  • „Rozumiem, że ludzie protestują przeciwko temu na tysiąc procent”.
  • „U nas także jest rasizm, u nas także jest dyskryminacja”.
  • „Nie tylko w amerykańskim społeczeństwie, ale także w holenderskim istnieją „systemowe” problemy”.

Systemowy rasizm – nie tylko amerykańskie zjawisko

Uznanie przez premiera rządu Holandii istnienia zjawiska systemowego rasizmu, obecnego w tym kraju, jest zupełnie nową jakością w wypowiedziach Marka Rutte – lidera rządu Holandii od prawie 10 lat.

Polecamy: Nie znasz holenderskiego – Polaku, nie wejdziesz do pubu w Tiel. Dyskryminacja czy problem społeczny?

Po raz pierwszy ten polityk przyznał publicznie, że w Holandii panuje rasizm i dyskryminacja grup ludzi. To przełom w jego 10-letniej karierze jako premiera Niderlandów. I to za sprawą koronawirusa.

Norma Rutte: ”ten kraj tego nie akceptuje”

Liberał Rutte jak piskorz wił się na konferencji prasowej.

Na pytanie, co jako premier ma do przekazania demonstrantom w Holandii, powiedział lekko poirytowany Rutte:

„Nie mogę uchwalić jeszcze innego prawa i jeszcze innego. Najgłupszą rzeczą jest dyskryminowanie ludzi lub pozwalanie rasizmowi rezonować w twoim zachowaniu, a my wszyscy to robimy.

Są też te wszystkie punkty meldunkowe, całe to ustawodawstwo i wszystkie kary i tak dalej. Ale nigdy nie mogę gwarantować, że to nie nastąpi w kraju. To, co mogę zrobić, to wyznaczać normy. I to robię, mówiąc: ten kraj tego nie akceptuje”.

Ideologia przeszkodą w walce z rasizmem

Postawa Rutte dobitnie obrazuje, że w kręgach politycznych Hagi, w szczególności konserwatywnych liberałów z rządzącej VVD, nie prowadzi się pogłębionej analizy przyczyn leżących u podstaw rasizmu i dyskryminacji w Holandii, pisze gazeta „Trouw”.

O ile jest ministerstwo zajmujące się emancypacja (zasługa socjaldemokratów), to rasizm jako kwestia społeczna nie podlega żadnemu resortowi.

Jak pisze w swojej analizie „Trouw”, jest coraz więcej dowodów, wynikających z badań socjologicznych, że

w Holandii rasizm i dyskryminacja są na porządku dziennym.

„Rasizm i dyskryminacja są zakorzenione we wszystkich dziedzinach życia Holandii – od rynku mieszkaniowego i rynku pracy, po policję i organy podatkowe” – czytamy na łamach wspomnianej gazety.

Pobłażliwa postawa wobec rasizmu wynika z tego, że wśród liberałów z VVD i chadeków z CDA pokutuje wciąż ideologiczne przekonanie, że polityka nie ma na to wpływu. Politycy mogą tylko stanowić prawa, a ludzie sami są odpowiedzialni i muszą się sami zmieniać. No i z zasady dla liberałów: równe szanse ma każdy obywatel.

Krytyka – bierny Rutte

Premier Rutte był w przeszłości oskarżany o zbyt bierną postawę wobec rasizmu i dyskryminacji.

Jak np. wtedy, gdy doszło w 2019 r. do rasistowskich okrzyków kibiców gospodarzy podczas meczu piłkarskiego pomiędzy drużynami FC Den Bosch i Excelsior. W innym z kolei meczu piłkarskim kibice na trybunach krzyczeli pod adresem czarnoskórego zawodnika „Zwarte Piet!”.

Jaka była reakcja premiera Rutte?

„Jeśli będziemy się tak do siebie wzajemnie odnosić, to nasze społeczeństwo nie przetrwa” – powiedział wówczas w komentarzu szef holenderskiego rządu. I na tym się skończyło.

Jak w 2017 r. ocenił premier Holandii pomysł anonimizacji podań o pracę? „Jest okropny. Składaj podanie o pracę do skutku, aż w końcu zostaniesz przyjęty”.

Brak reakcji na anty-polską stronę Wildersa

Przypomnijmy, że w marcu 2012 r. premier Holandii Mark Rutte nie chciał potępić dyskryminującego Polaków punktu meldunkowego (tzw. Oosteuropeanenmeldpunt.nl), mającego zbierać skargi na polskich pracowników zarobkowych, a założonego przez polityka PVV Geerta Wildersa.

Pomimo nacisków Parlamentu Europejskiego i samej Komisji Europejskiej. premier Rutte odmawiał stanowczo określenia swojego stanowiska w sprawie strony internetowej PVV, ponieważ, jak twierdził „jest to inicjatywa partii politycznej, a nie rządu”.

Zobacz: Europa wil afstand Rutte van PVV-site

Liberał ten czekał, aż społeczeństwo samo sobie poradzi ze skandalicznym projektem PVV.

Subtelny rasizm

Znamienna jest wypowiedź na łamach AD jednej z uczestniczek demonstracji przeciw rasizmowi w Rotterdamie:

„W Holandii rasizm jest subtelny, przejawia się w drobnych uwagach i żartach. Jest uśpiony. Pod pozorem żartu można wiele zrobić i jest to tym bardziej bolesne. Utrudnia ripostę, ponieważ słyszysz: „nie to miałem na myśli”.

Albo mówią ci, że nie powinieneś się popisywać, jeśli powiesz, że czegoś nie lubisz ”.

Brzmi to znajomo? Skąd my to znamy?

Młodzi kontra rasizm

Czy koronakryzys zmieni niderlandzkie społeczeństwo? Czy wypowiedź premiera to pierwsze jaskółki systemowych zmian w podejściu do rasizmu i dyskryminacji? Trzymajmy mocno kciuki.

Pocieszające, że wśród demonstrantów było mnóstwo młodzieży, bo to do nich należy przyszłość tego wielokulturowego kraju. Imigranci stanowią już prawie 25% z 17-milionowej Holandii.

Koronakryzys stwarza zatem szansę na lepsze jutro, jeśli o to się zawalczy.

W tym sensie Rutte ma rację – bierzmy odpowiedzialność za jutro w swoje ręce, od zachowania 1,5 m odległości. A państwo niech wyznacza zasady i chroni przed skutkami kryzysu.

Autorki: Ewa Grochowska i Małgorzata Bos-Karczewska