Slavernijmonument w Oosterpark w Amsterdamie/Wikipedia

Holandia, wzorem wielu innych krajów Europy Zachodniej, zaczęła rozliczać się ze swoją kolonialną przeszłością. I z niewolnictwem, które było z nią nieodłącznie związane. Temat przestał być tabu, powstała książka, strona internetowa i różne społeczne inicjatywy. Czy jednak sami Holendrzy chcą się z tym zmierzyć?

Zapisywano ich imiona lub przydomki. Czasem zapamiętane zostało także imię matki. Ojciec zawsze pozostawał nieznany. Data urodzenia. I jeszcze nazwa plantacji, albo nazwisko właściciela. Cornelia, Koffij, Francina, Zoozoo, Phillida, Mietje. Tysiące, dziesiątki tysięcy tych przez lata bez twarzy i bez historii.

Polecamy także: Co czyni Holendra Holendrem, czyli rzecz o tożsamości narodowej

Opracowane cyfrowo i dostępne online teraz dla każdego, kto chce się z nimi zapoznać, rejestry surinamskich niewolników, te rzędy imion, dat i nazw, to doświadczenie wstrząsające. 43 tomy, łącznie 30.000 stron. 80.000 niewolników zarejestrowanych od 1830 do 1863 r.

Surinam wraz z Antylami Holenderskimi był niegdyś niderlandzką kolonią. Do tamtego wyzysku dołączyła się działalność Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC) i Holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej (WIC), grające ogromną rolę w historii kolonizacji i niewolnictwa.

Wielu współczesnych Holendrów odnajdzie w tych surinamskich rejestrach swoich ciemnoskórych przodków. Inni ze zdumieniem odkryją nazwiska antenatów, którzy zostali wpisani w rubryce „właściciel”, dowiadując się tym samym, skąd pochodzi część majątku odziedziczonego po dalekich pradziadkach.

Rejestr surinamskich niewolników znajduje się pod tym linkiem

Kliknij w baner i poznaj naszą ofertę reklamową. Bo warto!

W domu właściciela niewolników

Holendrzy zdjęli pieczęć tabu z tematu kolonialnej przeszłości swojego kraju i z niewolnictwa, ściśle z koloniami, które posiadali, związanego. Czy tzw. przeciętny mieszkaniec dzisiejszych Niderlandów jest gotowy stanąć twarzą w twarz wobec faktu, iż część dobrobytu jego kraju i jego samego zbudowana została rękami zniewolonych ludzi?

„W samej Holandii nie było targów niewolników, ani plantacji, ale był za to system” – mówią autorzy książki „Gids slavernijverleden Nederland” dla NOS.nl.

Polecamy: Od 400 lat Holandia odnosi wielki sukces w skali światowej. I co dalej?

Książka jest niezwykłym dwujęzycznym (niderlandzki i angielski) przewodnikiem – opisuje ponad 100 miejsc, we wszystkich prowincjach Holandii, nie tylko w Amsterdamie, które w jakiś sposób związane są z niewolniczą pracą przywożonych tu na statkach czarnoskórych ludzi.

Kilka zaledwie przykładów: oficjalna siedziba burmistrza Amsterdamu przy Herengracht była niegdyś domem Paulusa Godina – handlarza niewolników.

Pieter Stuyvesant z Fryzji, jako gubernator dzisiejszego Manhattanu, był właścicielem największej liczby niewolników w miejscu, które dzisiaj nazywane jest Nowym Jorkiem.

Morze we Vlissingen w Zelandii nadal, w naszych współczesnych czasach, wyrzuca na brzeg muszle, które z niego nie pochodzą. To są egzotyczne muszle, którymi kiedyś holenderscy handlarze płacili za niewolników kupowanych w Afryce.

Spośród wszystkich holenderskich miast niezwykle duża liczba właścicieli niewolników, zamieszkiwała Groningen, co było zaskoczeniem nawet dla samych autorów wspomnianej książki.

Trzeba rozliczyć ten rachunek

Niewolnictwo w Niderlandach zostało oficjalnie zniesione 1 lipca 1863 r. I takie skojarzenie – to w tym samym roku, w którym w Polsce wybuchło Powstanie Styczniowe.

Polecamy: Co o charakterze Holendrów mówią ich popularne powiedzenia?

Obecnie w Niderlandach, na Surinamie i wyspach Antyli Holenderskich upamiętniany jest dzień zniesienia niewolnictwa podczas uroczystości pod nazwą „Keti Koti Festival”. Surinamczycy nazywają go „verbroken ketenen” – zerwaniem łańcuchów.

Czy to wystarczy? Nie – odpowiadają autorzy książki „Gids slavernijverleden Nederland” w rozmowie z NOS.nl. „Surinam, Indie, Afryka Południowa. Dzisiejsi Holendrzy nie postrzegają tego jako integralnej części naszej historii. To jest gdzieś daleko i wydarzyło się dawno” – mówią.

„Nam nie chodzi o kwestię winy, o mówienie, jaka to Holandia była wtedy zła. Nam chodzi o rozliczenie. Chodzi o historię, która trwała dwa i pół stulecia i obejmowała cztery kontynenty. Jesteśmy tą historią, jako naród, przesiąknięci. Ona jest częścią nas” – dopowiadają autorzy książki.

Mapa, muzeum, pomnik, edukacja

Poznaniu, a w konsekwencji przyjęciu i zaakceptowaniu ciemnej strony holenderskiej historii, ma służyć nie tylko książka, bo to za mało, ale także strona Mapping Slavery NL, która jest rodzajem wirtualnego przewodnika dla każdego, kto zechce zanurzyć się w przeszłości Holandii związanej z niewolnictwem.

To bogactwo treści, zdjęć, map, wideo i materiałów edukacyjnych – wielki, potrzebny projekt. Warto tam zajrzeć i sprawdzić swoją prowincję, a w niej ślady po niewolnikach i ich pracy, ujęte w architekturze, przedmiotach codziennego użytku, obrazach, czasem zamknięte w muzeach.

Holenderski rząd również dostrzegł wagę tematu. W budżecie na lata 2021 – 2024 zarezerwował 1 mln euro rocznie na budowę w Amsterdamie muzeum upamiętniającego niewolników i czasy niewolnictwa w Niderlandach. Ma to być duża przestrzeń wystawowa połączona z centrum edukacyjnym. Powinna powstać w ciągu najbliższych kilku lat.

>> Zapraszamy do wyszukiwania interesujących tematów w naszym archiwum (pole wyszukiwarki). Zawiera mnóstwo cennych informacji, na tyle, że artykuły publikowane na portalu Polonia.nl są archiwizowane przez Królewską Bibliotekę w Hadze jako dziedzictwo cyfrowe Holandii <<