Zdj.: Paleis van Justitie w Hadze/Steven Lek - Eigen werk, CC BY-SA 4.0 commons.wikimedia

Kim jest Polak – Radek. B., który został właśnie uznany przez holenderski sąd za winnego stworzenia zagrożenia w polskiej ambasadzie w Hadze? „Pukałem do wielu drzwi, nikt mi nie pomógł. Chciałem zwrócić uwagę na traktowanie imigrantów zarobkowych w Holandii, a nie podpalić się.” Skąd ta desperacja?

Co stwierdził sąd?

Jak informuje Algemeen Dagblad, 29 maja 40-letni Polak – Radek B. został przez holenderski sąd skazany na 15 miesięcy więzienia, w tym 9 miesięcy w zawieszeniu, za stworzenie niebezpiecznej, groźnej dla innych sytuacji w placówce dyplomatycznej.

Polecamy: Holenderska tolerancja na wyzysk polskich robotników. Przyczyny i co dalej

22 października 2018 r. mężczyzna wszedł do polskiej ambasady w Hadze przy Alexanderstraat 25, mając przy sobie 4,5 litra łatwopalnego płynu. 2 litry wylał na siebie. W ręku trzymał zapalniczkę, które jednak nie działała. W kieszeni miał natomiast drugą, już sprawną.Radek B. groził, że się podpali.

Negocjacje z nim trwały kilka godzin, po czym został on wyprowadzony z budynku ambasady i aresztowany. Twierdził, że nie miał zamiaru targnąć się na swoje życie, ale

zwrócić uwagę na praktyki pracodawców i agencji pracy wobec zatrudnianych przez nie Polaków – imigrantów zarobkowych.

Jak czytamy na łamach Algemeen Dagblad (AD), sąd jednak uznał, że zachowanie Radka B. w ambasadzie stwarzało realne zagrożenie dla placówki dyplomatycznej i jej pracowników, ponadto nie można jednoznacznie stwierdzić, iż próba podpalenia była jedynie działaniem pozorowanym.

Czytaj też: Polscy imigranci sezonowi w Holandii „dojnymi krowami” – pisze NRC Handelsblad

Polak do więzienia jednak nie pójdzie, bo te 6 miesięcy z wyroku (pozostałe 9 w zawieszeniu) odsiedział już w celi holenderskiego aresztu. Prokurator żądał dla niego kary 12 miesięcy pozbawienia wolności, a więc mniej, niż zawyrokował sąd

Radek B. o swoich motywach

40-latek twierdzi, że nie zamierzał się podpalić w ambasadzie, ani tym bardziej stwarzać zagrożenia dla kogokolwiek w polskiej placówce dyplomatycznej.

„Chodziło mi tylko o zwrócenie uwagi holenderskich mediów na to, jak się w ich kraju traktuje i wyzyskuje Polaków pracujących tutaj przez agencje pracy. Jeśli ktoś w ambasadzie poczuł się zagrożony, to jest mi z tego powodu bardzo przykro” – powiedział Radek B. w krótkim wywiadzie udostępnionym przez gazetę Algemeen Dagblad na jej stronie internetowej.

Polecamy: Holandia: Patologia imigracji zarobkowej – pracować: tak! Żyć obok? Nie!

Polak podaje konkretne przykłady oszustw agencji pracy tymczasowej, z jakimi sam się spotkał. Np. rzeczywiste stawki na kontraktach w Holandii są niższe od tych, które agencje deklarują w informacjach przekazywanych do chętnych w Polsce.

Stanowiska pracy nie zgadzają się z tymi, które figurują w później podpisywanych przez Polaków dokumentach. To nagminne praktyki, obecne także bezpośrednio u pracodawców, twierdzi Radek B. na łamach AD.

Droga przez mękę. Droga typowa

Jak pisze Algemeen Dagblad, Polak pracuje poza swoim krajem już ponad 8 lat. W tym czasie znalazł zatrudnienie w ponad 20 firmach (poprzez agencje pracy i bezpośrednio u pracodawców).

W magazynie, gdzie Radek B. pracował, zdarzały się sytuacje trudne dla pracowników, ale nikt nie reagował na sygnały, że trzeba coś z tym zrobić. „Jutro, potem, później” – takie odpowiedzi padały najczęściej.

Polak pukał do wszystkich drzwi – holenderskiej inspekcji pracy, SNCU (nazywanej „policją” w sektorze pracy tymczasowej), do prawników z organizacji Juridisch Loket. Wszystko bez skutku. Tak relacjonuje to holenderska gazeta.

Algemeen Dagblad opisuje, że czarę goryczy przelała sytuacja, w której Radek B. został zwolniony z magazynu w Oss, gdzie pracował jako operator wózka widłowego, kazano mu się też natychmiast wynosić z domu, w którym, jako pracownik, mieszkał.

Interweniowali prawnicy obu stron, zatrzymano eksmisję, ale potem doszło w końcu do blokady konta bankowego Polaka. „Wtedy pomyślałem – albo wracasz do kraju z niczym, albo walczysz o swoje” – mówi Radek B. w gazecie AD.

Polecamy: Masz problem z pracodawcą w Holandii? Nie czekaj! Tutaj znajdziesz pomoc

Niech to w końcu zobaczą

Wejście do ambasady było aktem desperacji w celu zauważenia problemu, a nie chęcią stwarzania zagrożenia, twierdzi Radek B. na łamach Algemeen Dagblad. I dodaje:

„Nigdy bym nie protestował w ten sposób, gdybym otrzymał wcześniej pomoc, o którą zabiegałem w wielu instytucjach.”

Opinia o Holandii jako kiepskim dzisiaj kierunku imigracji zarobkowej, krąży wśród Polaków rozważających wyjazd z kraju. „Kiedyś mówiło się: tak, jedź tam. Dzisiaj usłyszysz w Polsce: do Holandii? Nie jedź. Nie mamy nic przeciwko ciężkiej pracy, ale wymagamy za nią godziwej płacy i szacunku. Dlaczego jesteśmy traktowani gorzej niż inni?” – mówił Radek B. dziennikarzowi gazety AD.

Sander Rens – adwokat Radka B. zapowiedział, że po zbadaniu uzasadnienia wyroku sądu wniesie w imieniu jego klienta apelację, jeśli będą dla niej uzasadnione przesłanki.

>> Zapraszamy do wyszukiwania interesujących tematów w naszym archiwum (pole wyszukiwarki). Zawiera mnóstwo cennych informacji, na tyle, że artykuły publikowane na portalu Polonia.nl są archiwizowane przez Królewską Bibliotekę w Hadze jako dziedzictwo cyfrowe Holandii <<