Zdj. z uroczystości pogrzebowych Marcina Kolczyńskiego pochodzi z profilu Petera Jurasika na Facebooku

37-letni Polak Marcin Kolczyński, który przyjechał do Holandii jako pracownik tymczasowy, zginął na początku sierpnia w falach Morza Północnego ratując trójkę tonących dzieci. Sam osierocił dwie córeczki i synka. Ta tragedia wstrząsnęła Holendrami, którzy zebrali rekordową kwotę pieniędzy na pomoc rodzinie Polaka.

11 sierpnia w Kazimierzy Biskupim w Wielkopolsce odbył się pogrzeb 37-letniego Marcina Kolczyńskiego, który utonął w Morzu Północnym ratując trójkę będących w niebezpieczeństwie dzieci z Niemiec.

Jak pisze „Głos Wielkopolski” w swojej relacji z uroczystości pogrzebowych: „- To jest coś, czego nie da się opisać słowami. On zrobił to bezinteresownie, za nic – po prostu ocalił dzieci, nie oczekując niczego w zamian. Przyjechałem tu, by pożegnać bohatera, bo tak trzeba o tym mówić. Jestem dumny z jego zachowania- mówi pan Mirosław, wuj Marcina Kolczyńskiego” – czytamy na łamach gazety.

Polecamy: Holandia: Jak nie „pójść z torbami”, gdy na wakacjach zachorujesz?

Ta tragiczna historia uruchomiła łańcuch ludzi dobrej woli – Polaków i Holendrów – którzy zorganizowali bezprecedensową zbiórkę pieniędzy na pomoc rodzinie Kolczyńskich, która w kraju znalazła się w bardzo trudnej sytuacji.

„Muszę kończyć, coś jest nie tak z dziećmi w wodzie”

Pan Marcin często zatrudniał się jako pracownik tymczasowy do zakładów w Niemczech. W ten sposób reperował skromny domowy budżet rodziny – żony Moniki i trójki dzieci. Tym razem, po raz pierwszy postanowił wyjechać do pracy w Holandii. Tu rozpoczął pracę w firmie produkującej żarówki w Callantsoog.

2 sierpnia miał wolny dzień i postanowił zrelaksować się na plaży w miejscowości Julianadorp w prowincji Holandia Północna. To była plaża niestrzeżona, a więc bez ratowników i flag sygnalizujących stan wody pod względem bezpieczeństwa kąpieli.

Podczas rozmowy telefonicznej ze swoją żoną zauważył, że w Morzu Północnym znajduje się trójka dzieci i widać, że dzieje się z nimi coś niedobrego. Rozłączył się więc i skoczył do wody.

Trójkę małych Niemców zdołał uratować. Jego samego morze wyrzuciło na innym odcinku plaży po godzinie. Pan Marcin jeszcze żył, ale akcja reanimacyjna się nie powiodła. Polak zmarł.

Ponad 400 tysięcy euro w polskiej i holenderskiej zbiórce

Ta tragedia mocno poruszyła nie tylko Polaków mieszkających i pracujących w Niderlandach, ale także samych Holendrów.

Rodzina pana Marcina, po jego tragicznej śmierci, znalazła się w podwójnie trudnej sytuacji. Żona straciła męża, dzieci – ojca, a wszyscy osobę, która w praktyce ich utrzymywała. Mieszkali wspólnie z matką Moniki, nie stać ich było na własny dom.

Polecamy: Jak sprawdzić, czy masz ubezpieczenie społeczne oraz czy jesteś ubezpieczony na wypadek leczenia w Holandii?

Wdowa nie była także w stanie zapłacić za transport zwłok męża z Holandii i jego pogrzeb w Polsce. Kto mieszka w Holandii ten wie, jak wysokie są to koszty.

Z pomocą przyszła Polka z Hagi – Martina Janasz, która zorganizowała za pośrednictwem platformy croudfundingowej GoFundMe zbiórkę pieniędzy dla rodziny Kolczyńskich.

Początkowo organizatorka akcji zakładała, że zgromadzi środki na transport ciała i pochówek w Polsce, jednak odzew tak Polaków, jak i Holendrów szybko przekroczył jej najśmielsze oczekiwania.

Na innym portalu croudfundingowym – Doneeractie.nl – uruchomiła zbiórkę również Holenderka poruszona historią rodziny Kolczyńskich i bohaterstwem Polaka.

Martine Overkamp-Hovenga z Deventer sama jest matką dwójki dzieci i to, co się stało na plaży w Julianadorp, niezwykle nią wstrząsnęło.

12 sierpnia na kontach obu zbiórek udało się zgromadzić kwotę przekraczającą 400.000 euro. I nie jest to jeszcze koniec, bo akcje wciąż trwają, a darczyńcy wpłacają.

Najwyższą, jak dotąd, wpłaconą sumą na Doneeractie.nl, było 2.000 euro od prywatnego darczyńcy.

Prądy wsteczne zabierają życie

Bohaterski Polak uratował trójkę dzieci, które prawdopodobnie, kąpiąc się w Morzu Północnym w niestrzeżonym miejscu, znalazły się w obszarze działania tzw. prądu wstecznego.

Inne nazwy tego zjawiska to: cofka, prąd rozrywający, strugowy, wciągający, porywający. Są przyczyną wielu utonięć w morzach i oceanach.

Prądy te występujące w strefie przybrzeżnej i są bardzo silne. Powstają wskutek załamywania się fal na płyciźnie. Prąd ten kieruje się w ku otwartemu morzu i jeśli pływak znajdzie się na obszarze jego działania, to wpadnie w taki ciąg.

Jak się wydostać z prądu wstecznego? Bardzo jasno i prosto tłumaczy to polski ratownik na filmiku poniżej.

Holenderskie służby ratownicze ostrzegają przed niefrasobliwością podczas kąpieli w Morzu Północnym. Zauważają w ostatnich latach wzrost utonięć wśród osób dorosłych, powyżej 20 roku życia.

Według niderlandzkiego urzędu statystycznego, w latach 2014-2018 na wodach holenderskich utonęły 563 osoby. 147 ofiar mieszkało w Holandii i pochodziło ze środowisk migrantów, a 120 to zagraniczni turyści.

Polecamy: Kąpiel w rzekach jest niebezpieczna! – ostrzega holenderska policja. Po polsku

Co więcej, jedna trzecia z osób, które poniosły śmierć w wodzie to obywatele Niemiec, ale 18 proc. ofiar to Polacy.