„Polacy w Europie Zachodniej, podobnie jak my, nie lubią za bardzo siebie samych, nie akceptują swojego losu i się za granicą męczą…”


Wróciłem właśnie z Europy. Kiedy o tym komuś powiem, reaguje zawsze tak samo: iskry w oczach, potem rozmarzenie przechodzące w smutną rezygnację. Tak, w Europie jest lepiej niż w Ameryce! A więc i nam, emigrantom, byłoby tam lepiej niż tu. Wystarczy rzucić hasło: „Paryż” i od razu rozmówca porównuje to miasto z Nowym Jorkiem. Ponieważ uznał, że Paryż jest od Nowego Jorku piękniejszy, zakłada automatycznie, że lepiej, przyjemniej by mu się tam mieszkało. Ach, żeby tylko mieć pieniądze na kupno mieszkania, mieć inny zawód, nauczyć się francuskiego; cofnąć czas…

Podobnie, choć może z mniejszą egzaltacją, ludzie reagują na opisy wizyt w Amsterdamie i Brukseli. Ładna, zabytkowa zabudowa, liście na równych, czystych chodnikach, elegancko ubrani, mówiący ściszonymi głosami, szczupli ludzie. Ludzie, dodajmy, władający kilkoma językami, oczytani i tolerancyjni. Ci, którzy zupełnie niedawno przyjęli do europejskiej rodziny Polskę.

Czemu się tu więc męczymy z Murzynami i traffic police, kiedy tam czekają Pola Elizejskie, świeże bagietki oraz pachnące pietruszką i masłem ślimaki! Albo też, holenderskie kawiarenki z nadziewanymi haszyszem ciasteczkami.

Czytaj więcej

Opublikowane na portalu Polonia.NL 14.11.2004