Nie tylko Polacy się skarżą. Hiszpanie i Portugalczycy także. Za mało godzin pracy, kiepskie i drogie zakwaterowanie oraz wysokie koszty transportu. Brzmi znajomo? Jest jednak pewna różnica. „Jesteśmy pracownikami, nie zarazą” – mówią. Domagają się szacunku. Kto ponosi odpowiedzialność?

Hiszpan Diego Briceño i Portugalczyk João Garcês opowiedzieli na łamach gazety „Brabants Dagblad” o zderzeniu z rzeczywistością w Holandii. Obraz, jaki malowała przed nimi agencja pracy tymczasowej, był ciut inny.

Opinie te są zbieżne z doświadczeniami w Holandii ich rodaków opisywanymi na Facebooku. Ich skargi i doświadczenia są niemal identyczne, jak Polaków pracujących na takich samych warunkach. Postawa jednak nieco inna, czegoś się domagają.

Polecamy: Jak Polacy są wykorzystywani w centrach Albert Heijn

Hiszpanie i Portugalczycy skarżą się na złe traktowanie w Holandii
Te same skargi

Na co się skarżą najczęściej hiszpańscy i portugalscy robotnicy zarobkowi w Holandii? Na niedostateczną ilość godzin pracy, fatalne i drogie zakwaterowanie, wysokie koszty transportu do miejsca pracy.

Diego Briceño – inżynier mechanik, w swojej rodzinnej Hiszpanii nie mógł znaleźć pracy. Połowa młodych ludzi w tym kraju jest bezrobotna. „Znalezienie pracy jest tylko możliwe dzięki znajomościom”* – mówi.

Poprzez agencję T&S Holanda – jedno z największych biur pracy tymczasowej operującej na hiszpańskim rynku – przyjechał do Waalwijk w Brabancji. Tu realizuje zamówienia w centrum dystrybucyjnym Ingram Micro i Bol.com.

Prywatność, którą obiecywała mu agencja T&S Holanda, w miejscu zakwaterowania nie istnieje. Mieszka w statecznej XIX-wiecznej dawnej rezydencji burmistrza Sprang-Capelle. W tym budynku, niegdyś pięknym, dzisiaj mocno zaniedbanym, kwateruje wraz z innymi 17 robotnikami zarobkowymi różnych narodowości.

Miesięcznie płaci 400 euro na zakwaterowanie. O zapewnieniach o 40 godzinach pracy tygodniowo można zapomnieć. Diego nigdy nie ma pewności, ile będzie pracował i w jakim czasie.

Polecamy: Trzeba być 10 razy lepszym od innych, by tutaj zaistnieć

Człowiek się nie liczy

Portugalczyk João Garcês znalazł się najpierw na campingu w Droomgaard. – Mały bungalow na 4 osoby, gdzie nie masz nawet szafki na swoje osobiste rzeczy. Potem przenieśli nas do domu na 18 osób i znowu po czterech w pokoju – opowiada na łamach gazety „Brabants Dagblad”.

Zamiast obiecywanych 40 godzin pracy tygodniowo, Garcês ma poza sezonem maksymalnie od 15 do 30 godzin.

„Otrzymasz co najmniej tyle godzin do przepracowania, by zapłacić za czynsz, transport i ubezpieczenie, które agencja potrąca od twojego wynagrodzenia”

– mówi Portugalczyk.

Co na to gmina?

Gmina Waalwijk, na terenie której pracują i mieszkają robotnicy zarobkowi z Hiszpanii i Portugalii, zauważyła te problemy.

Jakie ma na to remedium? Gmina dąży teraz do stworzenia dobrowolnego porozumienia pomiędzy agencjami pracy tymczasowej, największymi pracodawcami, firmami oferującymi zakwaterowanie i gminą.

Taka umowa (convenant) – polegająca na pewnych ustaleniach zainteresowanych stron – ułatwiłaby rozwiązanie niektórych problemów robotników tymczasowych, których zwerbowano do pracy w gminie Waalwijk.

Polecamy „Nie w moim ogrodzie!” Holandia nie radzi sobie z migracją zarobkową

No właśnie. „Porozumienie tego typu jest bardzo potrzebne. A przecież wszyscy wiedzą, jak my tutaj jesteśmy traktowani”– mówi Portugalczyk na łamach „Brabants Dagblad”.

To klasyczne rozwiązanie, jakie praktykują gminy, by zarządzać na swoim obszarze. Szkopuł w tym, że takie porozumienie ma charakter dobrowolny. Bo pracodawcy, agencje pośrednictwa pracy i firmy mieszkaniowe nie mają obowiązku przeprowadzania konsultacji z władzami lokalnymi i są związane jedynie obowiązującymi przepisami i regulacjami.

Kto ponosi odpowiedzialność?

Okazuje się, że agencja pracy T&S Holanda, która zatrudniła Diego i João, nie uczestniczy w tym porozumieniu. I kółko się zamyka.

Wszyscy to widzą, a nikt faktycznie nie ponosi odpowiedzialności za złe traktowanie zagranicznych robotników tymczasowych.

Podobnie, jak w przypadku Polaków, jest to głos wołającego na puszczy.

Do zmiany potrzeba sił sprawczych i grup nacisku. A ich, niestety, nie ma. Migrancie, radź sobie sam – to dewiza królująca na początku XXI wieku – pisaliśmy tutaj

Pewne różnice

Rzuca się w oczy różnica w samoocenie sytuacji, w jakiej ci dwaj robotnicy z południa Europy znaleźli się w Holandii. Udało im się dotrzeć do radnego z gminy Waalwijk, wiedzą, że jest jakieś porozumienie. Ponadto oczekują większego szacunku i zrozumienia.

Są oni także mocno wkurzeni: „Jesteśmy grupą nowych pracowników tymczasowych, a nie żadną zarazą. Przyjeżdżamy tu, bo jesteśmy potrzebni i chcemy pracować, nie chcemy brać zasiłków od rządu. Oczekujemy więc większego szacunku i zrozumienia.”

Link źródłowy, z którego także pochodzą cytaty* w tekście znajduje się
tutaj

Autorki: Ewa Grochowska i Małgorzata Bos-Karczewska

Fot. Pixabay