Umowy tzw. śmieciowe, złe warunki pracy i zamieszkania, wyzysk, molestowanie seksualne kobiet. To kilka ostatnich doniesień prasowych dotyczących polskich migrantów zarobkowych w Holandii. Wniosek: Holandia nie radzi sobie z migracją zarobkową. Priorytetem są profity dla gospodarki, ale gminy zaczynają stawiać opór.

Analiza Małgorzaty Bos-Karczewskiej, red. naczelnej Polonia.nl

Kwestie zakwaterowania migrantów zarobkowych i skarg na Polaków przeniosły się z dużych miast na prowincję. Mniejsze gminy zaczynają wprowadzać rygorystyczne ograniczenia dotyczące zakwaterowania, bo Holendrzy nie chcą mieszkać w sąsiedztwie pracowników sezonowych.

Holendrzy chcą utrzymać standard życia i zaciszny charakter ich miasteczek i wsi.

O co tu chodzi?

Gospodarka holenderska dobrze się kręci. Eksport rośnie, a z nim wzrasta liczba centrów dystrybucji. Nic dziwnego, że tanich pracowników tymczasowych z Europy Środkowej i Wschodniej wciąż przybywa. Jest ich 400 tysięcy. Większość to Polacy.

Zakwaterowanie pracowników tymczasowych od dłuższego czasu jest problematyczne w małej i przeludnionej Holandii.

Agencje pracy skarżą się na brak ok. 100 tys. mieszkań dla pracowników tymczasowych,  tzw. short-stay.

I muszą być to tanie lokalizacje.

„Osiedla” dla pracowników tymczasowych lokowane są poza miastami, na odludziu, pod lasem (czytaj o tym i wyzysku Polaków tutaj). W domkach letniskowych, bungalowach, na kempingach mieszkają tysiące zatrudnianych przez agencje pracy osób. Właściciele sadów często oferują na swoich posesjach baraki z łóżkami piętrowymi.

Polecamy: Dziennikarskie śledztwo – jak Polacy są wyzyskiwani w centrach dystrybucji Albert Heijn

Polenhuizen

Agencje pracy lokują pracowników gdzie tylko możliwe. Także wykupują tanie  jednorodzinne domy lub wynajmują je od deweloperów.

Na rynku mieszkaniowym Holandii trwa boom, ceny idą w górę. Atrakcyjne stały się małe gminy poza regionem Randstad. Dla przykładu – w gminie Maasdriel 100 mieszkań zostało wykupionych w celu zakwaterowania pracowników tymczasowych.

W domku jednorodzinnym mieszka często po 8-10 migrantów. Takie domy Holendrzy nazywają Polenhuizen, bo większość ich domowników to Polacy.

Nie każdy właściciel Polenhuizen dba o warunki mieszkaniowe, często są one godne pożałowania. Sa brudne, zaniebane, brak w nich zabezpieczenia przeciwpożarowego. Musi być tanio.

Polecamy: O wyzysku Polaków w centrach AH – Newsweek.pl poszedł śladem naszego artykułu

Szlaban

Obecnie gminy Maasdriel, Zuidplas, Zaltbommel i Tiel (prownicja Geldria) z dużą liczbą nowych mieszkańców, tj. pracowników sezonowych, wprowadzają ograniczenia dotyczące ich zakwaterowania w szeregowych domkach jednorodzinnych.

„Niezbyt wielu mieszkańców z Europy Wschodniej w jednym domu, niezbyt wiele Polenhuizen na jednej ulicy oraz zakaz użytkowania dużych obiektów, gdzie zamieszkują setki pracowników tymczasowych” – mówi w gazecie „Trouw” Johan van der Craats z centrum eksperckiego Flexwonen.

Dlaczego?

Gminy otrzymują coraz więcej skarg na uciążliwości wynikające z pobytu migrantów.

A migrantów przybywa w tej okolicy, znanej jako obszar sadownictwa w Holandii. Powstają tam teraz nowe centra dystrybucji i gigantyczne szklarnie. Dla przykładu – w Zuilichem do nowej 28-hektarowej szklarni potrzeba 400 pracowników, a wieś liczy 1700 mieszkańców.

Mieszkania w tym obszarze są stosunkowo tanie. Wykupują je agencje pośrednictwa pracy, by pracowników dowozić do pracy do szklarniach w Westland (pod Hagą) czy nawet na lotnisko Schiphol pod Amsterdamem.

Plany gminy Zuilichem, by budynek po byłym domu kultury przeznaczyć na zakwaterowanie kolejnych 350 migrantów, wywołały ostry sprzeciw mieszkańców.

Polecamy: Handel ludźmi – jest gorzej, niż przypuszczacie. 95 proc. gmin w Holandii nie ma żadnej strategii przeciwdziałania handlowi ludźmi. 35 proc. z nich w ogóle nie wie, czy proceder ten u nich występuje. Im mniejsza gmina, tym bardziej ślepa.

Skargi

W ankiecie przeprowadzonej na portalu gelderlander.nl aż 90 proc. mieszkańców ok. 40-tysięcznego Tiel stwierdziło, że nie życzy sobie sąsiedztwa Polaków.

W gminie Tiel mieszka 3 do 4 tys. pracowników z Europy Wschodniej (Polacy, Rumuni, Bułgarzy). Stanowią 10% ogólnej liczby mieszkańców.

Jakie to skargi?

Dotyczą one zaśmiecania okolicy i nadmiernego hałasu (imprezki i bardzo wczesny, o 5 rano, wyjazd do pracy). Sąsiedzi mówią o braku miejsca do parkowania. Przed każdym jednorodzinnym domkiem są zwykle 1-2 miejsca do parkowania zarezerwowane dla danej rodziny a nowi lokatorzy Polenhuizen mają więcej pojazdów.

Domy tzw. Polenhuizen sa zapuszczone, wartość okolicznych nieruchomości maleje – mówiła w programie tv Een Vandaag mieszkanka Tiel.

Agencje pośrednictwa pracy są w tarapatach.

Obecnie gmina Tiel chce ograniczyć liczbę domowników do maksymalnie czterech migrantów zarobkowych w domu. Nowe zasady obejmują również maksymalną liczbę domów zamieszkiwanych przez migrantów na jednej ulicy. W pobliskiej gminie Neder-Betuwe już obowiązuje zakaz zakwaterowania migrantów zarobkowych.

Nie w moim ogrodzie!

Potocznie skargi te Holendrzy nazywają Polen overlast (kłopoty z powodu Polaków).

sedno problemu leży jednak gdzie indziej.

Jest nim obecnie brak innych możliwości zakwaterowania w małej Holandii tysięcy tymczasowych przybyszy.

Gminy w Niderlandach same decydują, w jaki sposób udostępniają budynki i domy. Propozycje wykorzystania pustostanów, np.byłych więzień, koszar, na zakwaterowanie migrantów zarobkowych w tzw. polenhotels nie spotykają się ze zgodą lokalnych władz, obawiających się sprzeciwu mieszkańców. Ci bowiem chcą utrzymać standard życia i zaciszny charakter ich miasteczek i wsi.

Gminy raczej niechętnie przyjmują tymczasowych migrantów zarobkowych. Wszyscy uważają, że to ważny problem, ale najlepiej nie mieć go w swoim własnym ogrodzie!

Reakcje na nasz artykuł – media piszą o nas

Wp.pl : „Polskie domki” zatruwają życie Holendrom. To nie jest nagonka