Jutro obchodzimy 28. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Tamten dzień – Gdańsk , 13 grudnia 1981 r. – wspomina Tomasz Sawicki z Vlissingen. Co dziś – my współcześni – możemy wynieść z ówczesnych wydarzeń?
WSPOMNIENIA
Żeby Polska była polską!
W niedzielę, około południa wybieraliśmy się z dziećmi na sanki do Oliwy. Obiecywałem to Zbyszkowi i Oli chyba od tygodnia, tym bardziej, że od piątku zaczęło nieźle sypać śniegiem i był lekki mróz.
Awaria?
Uwielbiałem niedzielę, mogłem wreszcie wyspać się. Budzik dyskretnie milczał.
Dzieci , jak tysiące innych o tej porze, miały zasiąść przed telewizorami, aby obejrzeć swój Teleranek…
Właśnie miałem włączyć radio, aby posłuchać ulubionej Trójki, gdy raptem otwierają się drzwi do naszej sypialni i 6-letnia córka Ola komunikuje, że telewizor chyba się popsuł, bo tylko widać śnieg.
Wstałem, sprawdzam telewizor na obydwu programach – to samo…
Pewnie uszkodziła się antena zbiorcza – pomyślałem. Posłuchamy wreszcie spokojnie radia, w duchu nawet ucieszyło mnie to szyderczo… Ale radio też nie działało. Telefon milczał. Zaniepokoiłem się, bo prąd był w gniazdkach. Czyżby awaria stacji nadawczej w Chwaszczynie?
To nie żarty
Po chwili na falach długich pojawił się znany głos gen. Jaruzelskiego. I już nie było żadnych wątpliwości, że stało się coś podłego, wręcz niepojętego, boleśnie upokarzającego. Skojarzyłem, że nocne hałasy dochodzące z oddali, to nie pociągi i ciężarówki zmierzające do portu w Gdyni, jak początkowo myślałem, ale kolumny milicji i wojska. Gdy spojrzeliśmy w okna wychodzące na ulicę, nie było żadnych wątpliwości – gen. Jaruzelski nie żartował. Zaskoczenie całkowite.
Zastanawiałem się, co będzie dalej i jak ja jedyny żywiciel rodziny mam się zachować.
Miałem w pamięci Poznań, Gdańsk, Gdynię, Radom … – Nie zapomniałem co działo się na Węgrzech i Czechosłowacji. Czy poleje się krew? – Czy wkroczą tak zwane bratnie armie?
Miałem świadomość, że początkowo spontaniczny i czysty ruch solidarności narodowej zaczyna przybierać niepokojąco radykalne formy. Odwaga gwałtownie taniała i trudno było odróżnić prowokatorów od nawiedzonych ideowców.
Stan wojenny
Precyzyjnie przygotowany przez generałów plan, punkt po punkt jest realizowany, operacja na „otwartym sercu narodu” przebiega zgodnie z założeniami.
Pacyfikacja miast i zakładów pracy, obozy internowania, tworzyły atmosferę okupacji. Nie było wątpliwości, wojskowe posterunki pancerne wokół ważnych obiektów publicznych, kilkuosobowe patrole milicyjno-wojskowe uzbrojone w „kałaszniki” i długie pałki szturmowe miały zastraszyć obywateli, pozbawić chęci oporu.
Jednak zamiast tego wzbudzały nienawiść i pogłębiały przepaść między MY i ONI. Społeczeństwo miało sobie przypomnieć, na czym polega przodująca rola partii robotniczej. Na pierwszy ogień w tej lekcji poszli górnicy z kopalni „Wujek”, to miało ostatecznie pozbawić Polaków wszelkich złudzeń i przypomnieć ich miejsce w szeregu państw miłujących pokój.
Stocznia Gdańska im. Lenina produkowała statki głównie (80%) dla tzw. armatora radzieckiego, a Stocznia Północna im. Bohaterów Westerplatte – okręty desantowe, które miały bronić niepodległości Polski Ludowej na plażach Danii i Holandii. O tym dowiedzieliśmy się jednak znacznie później za sprawą płk. Kuklińskiego. Zakłady te miały znaczenie strategiczne i polityczne zarazem.
Otoczył je kordon czołgów i transporterów opancerzonych gotowych w każdej chwili dokonać pacyfikacji.
Manifestacja siły Władzy, wyzwalała złość i agresję mieszkańców Gdańska.
Już od poniedziałku 14 grudnia w rejonie dworca kolejowego PKP i SKM dochodziło do starć z wyspecjalizowanymi oddziałami ZOMO.
Z jednej strony leciały wyzwiska i kamienie, z drugiej petardy i gaz łzawiący.
Bardziej ostre starcia miały miejsce w miesięcznice, około 13 dnia miesiąca. Moje powroty z pracy wypadały około godziny 16- tej i było właściwie po „zawodach”. Tylko w tunelu pod Wałami Jagiellońskimi vis-à-vis dworca PKP utrzymywały się resztki gazu łzawiącego. Wychodząc z przejścia zastanawiałem się, ile w tych łzach było żalu i bezsilnej wściekłości.
Wprowadzono godzinę milicyjną i ograniczono ruch ludności, przywrócona łączność telefoniczna była podsłuchiwana. Aby stworzyć jeszcze większe zagrożenie powszechnej inwigilacji , głos w słuchawce lojalnie informował: „rozmowa kontrolowana”. Pojawili się komisarze wojskowi w zakładach pracy, którzy realizowali powierzone przez Partię określone im tylko znane zadania.
Święta bez radości
Zbliżały się święta uboższe niż kiedykolwiek przedtem. Po chleb z prywatnej piekarni pana Jana Szydłowskiego, po wędliny, staliśmy na zmiany w mrozie pół nocy. Jak w swoim wierszu napisał mój 11 letni wtedy syn Zbyszek, że to święta bez radości, a makowiec bez maku…
Społeczeństwo (pozornie) pokorniało, następowała tzw. normalizacja. W nagrodę i na zachętę w wigilię zawieszono godzinę milicyjną, aby wierni mogli wziąć udział w pasterce. Takiej frekwencji nie pamiętały polskie kościoły.
Tłumy mieszkańców niczym w milczącej procesji szły przed północą na pasterkę. Obecność tam była niemal powinnością obywatelską. Nigdy tak żarliwie nie śpiewałem i nie prosiłem Boga, by Ojczyznę wolną raczył nam zwrócić.
Jaka była wymowa tych słów! Żeby Polska była polską!
By Polska była demokratyczna, kierowana przez uczciwych i kompetentnych polityków, suwerenna a nie służalcza, praworządna, by Polak, Polakowi był bratem. By rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej.
Refleksja
Czy moją prośbę Bóg wysłuchał do końca? Czy zostawił nam coś do zrobienia? A może przestańmy liczyć tylko na cuda i weźmy się uczciwie do pracy?
Wybierajmy godnych przedstawicieli i rozliczajmy ich skrupulatnie za czyny, a nie słowa.
Tu w Holandii przekonałem się, że dostatek mieszkańców, to efekt rzetelnej i ciężkiej pracy. Holendrzy patrzą w przyszłość. To co było nie wróci. Uważają, aby nie popełniać tych samych błędów. I chyba mają rację.
Tomasz Sawicki z Vlissingen
- LINKI
Zobacz zdjęcia z Archiwum Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” w Gdańsku – pierwsze dni stanu wojennego
Opublikowane w portalu Polonia.NL 12.12.2009