Holenderski minister ds. integracji uważa, że Polacy, mieszkający w Holandii, powinni uczęszczać na obowiązkowe kursy integracji.
Eberhard van der Laan powiedział, że dotyczy to także innych obcokrajowców, którzy mieszkają w Holandii, a nie znają dobrze miejscowego języka. Według holenderskiej telewizji Nos tv, która cytuje wypowiedź ministra, jego pomysł popiera większość parlamentarzystów.
W programie obowiązkowych kursów znalazłaby się wiedza o holenderskim społeczeństwie i obyczajach. Obecnie większość imigrantów spoza Unii Europejskiej musi zdać specjalny integracyjny test, żeby dostać pozwolenie na długotrwały pobyt w Holandii.
Minister van der Laan zamierza jednak dowiedzieć się, czy można zmienić przepisy tak, by pozwalały na wprowadzenie obowiązkowych kursów także dla obywateli Unii Europejskiej.
Ostatnio holenderska parlamentarzystka z partii Chrześcijańskich Demokratów Madeleine van Toorenburg wyraziła też opinię, ze napływ Polaków powoduje problemy dla niektórych wiejskich szkół. Muszą one przeznaczyć dodatkowe pieniądze na zatrudnienie nauczycieli, którzy pomogą w nauce polskim dzieciom, nieznającym języka holenderskiego.
Źródło: PolskaTimes 01.07.2009
- Kurs z holenderskiego życia – Gazeta Wyborcza 02.07.2009
Holandia znów myśli o obowiązkowych kursach integracyjnych dla imigrantów z krajów Unii. Taki pomysł uderzyłby najbardziej w Polaków
O kursach mówił niedawno minister integracji Eberhard van der Laan. Jego zdaniem powinny one objąć wszystkich obywateli UE niemówiących po holendersku. Min. van der Laan w szczególności wymienił Polaków. Zapewne dlatego, że w Holandii pracuje 170 tys. naszych rodaków, a większość Holendrów uważa, że otwarcie dla nas rynku pracy było błędem.
Dodatkowe wymogi mogłyby zatamować przypływ nowych Polaków. Już teraz kursy języka i życia w Holandii muszą przechodzić wszyscy przybysze spoza Unii. Trwają one od 100 do 500 godzin w zależności od znajomości niderlandzkiego i holenderskich realiów.
O objęciu nimi Polaków i innych obywateli nowych państw UE mówiła w 2006 r. poprzednia prawicowa minister integracji Rita Verdonk. Polska diaspora uznała, że władze zamierzają potraktować Polaków jak przybyszów z dzikiego kraju. Projekt upadł, bo – jak mówi Jacek Biegała z polskiej ambasady w Hadze – był niezgodny z przepisami UE. Gdyby władze chciały wprowadzić takie wymogi, musiałyby one dotyczyć wszystkich obywateli Unii, a nie jednej nacji, np. Polaków.
Teraz minister van der Laan mówi, że kursy powinny być dla wszystkich obywateli UE, ale nie precyzuje, jak miałyby być zorganizowane. Jak nam powiedziała jego rzeczniczka, minister wie, że nie ma prawnej możliwości zmuszenia obywateli UE do kursów, ale chce z innymi krajami UE zastanowić się, czy nie dałoby się wprowadzić takiego obowiązku.
Dyskusja o kursach integracyjnych wraca w Holandii zawsze wtedy, gdy pojawiają się kłopoty. Dziś jest kryzys, rośnie bezrobocie i obawy, że imigranci z Polski, Rumunii, Bułgarii i innych nowych krajów zabierają pracę Holendrom.
Polacy mają opinię dobrych fachowców, ale Holendrom nie podoba się, że często zamykają się w polskich gettach, godzą się na gorsze warunki pracy, a niemówiące po holendersku dzieci obniżają poziom w szkołach. Często wyolbrzymia się też doniesienia o pijaństwie czy przestępczości wśród Polaków.
Problem wynika po części z tego, że Polacy przyjeżdżają do Holandii w złym momencie – gdy Holendrzy są wyjątkowo zmęczeni imigracją z Surinamu czy Turcji. – Dostrzegamy problemy integracji cudzoziemskich pracowników z lat 70. i późniejszych i staramy się nie powtarzać błędów – mówi prof. Godfried Engbersen z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie.
Pytanie, czego uczyć imigrantów z Polski. Organizowany przez władze kurs dobrowolnie odbył Kamil Piasecki, szef kuchni, od ośmiu lat mieszkający w Holandii. – Jak kurs jest darmowy, to czemu nie skorzystać, może kiedyś się przyda, np. jeśli będę chciał starać się o obywatelstwo – mówi. A efekty? Z pomocą komputera kursanci uczyli się holenderskiego. – Kurs i językowa część egzaminu polegały na powtarzaniu tego, co mówił komputer. Tak języka nauczyć się nie da – wspomina Piasecki.
Dwie części egzaminu były poświęcone kulturze i praktycznym aspektom życia. Jedno z pytań brzmiało: „Co zrobisz, jeśli zobaczysz na ulicy gejów trzymających się za ręce?”. I możliwe odpowiedzi a) podejdę i zwrócę uwagę, że tak się nie należy zachowywać; b) pójdę dalej; c) przyjaźnie im pomacham.
Inne pytania były bardziej praktyczne, np. o numer pogotowia ratunkowego.
Przyjezdni odpowiadali też na pytania, ile urlopu im przysługuje, jakie świadczenia od pracodawcy, od kiedy dzieci muszą chodzić do szkoły, jak wybrać szkołę, na co szczepić dzieci.
– Kursy informujące o dostępie do edukacji, opieki zdrowotnej, normach w danej miejscowości mogą być przydatne. Ale sprawa stała się zbyt polityczna, mówi się o niej w niewłaściwy sposób – uważa prof. Engbersen.
Źródło: Gazeta Wyborcza 01.07.2009
Opublikowane w portalu Polonia.NL 02.07.2009