Zdj. ilustracyjne Markus Distelrath z Pixabay

Wśród Holendrów narasta frustracja, a wraz z nią agresja i akty przemocy. Pojawiają się ataki na pracowników służby zdrowia, policjantów, dziennikarzy, polityków, nawet kierowców autobusów. Jakie są źródła takich zachowań? Co może być dalej? Psycholodzy wyjaśniają.

Widzieliśmy to już podczas pierwszej fali epidemii koronawirusa. Przypadki agresji wobec służb porządkowych i pracowników ochrony zdrowia. Nie było ich jednak wiele. Teraz agresja i przemoc – podczas drugiej fali – wydaje się nasilać.

Nic nie mogę. Co więc mogę?

„Od dawna prowadzę badania nad agresywnymi zachowaniami w społeczeństwie. Wynika z nich, że agresja pojawia się tam, gdzie górę bierze poczucie zniechęcenia (w sensie – braku wpływu na własne życie, braku sprawczości – przyp. E.G)”.

Polecamy: Koronawirus: Dyskusja, opory, zmęczenie. Jak reagujemy w Holandii na drugą falę epidemii?

Tak zjawisko wyjaśnia na łamach portalu NU.nl dr. Pontus Leander, naukowiec z Uniwersytetu w Groningen, uczestnik ogólnoświatowego badanie nad psychologicznymi skutkami pandemii koronawirusa.

„W krajach, w których wolność osobista i autonomia mają ogromne znaczenie, a takim krajem jest Holandia, restrykcje epidemiologiczne coraz częściej postrzegane są jako przeszkoda ograniczająca realizację życiowych celów” – dodaje naukowiec z rozmowie z NU.nl

Chcę mieć wpływ

Dla niektórych ludzi agresywne zachowanie, np. atak na kierowcę autobusu lub oplucie lekarza albo policjanta, jest formą pozbycia się uczucia braku wpływu na własne życie. To z kolei przywraca poczucie kontroli.

Chciałem to zrobić, więc zrobiłem, mam kontrolę nad swoimi wyborami – tak w dużym skrócie przejawia się ten powrót ze stanu „nic nie mogę” do stanu „coś jednak mogę”. Agresja w przestrzeni społecznej jest więc czymś więcej, niż tylko prostym środkiem do wyładowania własnej frustracji.

Polecamy: Koronawirus: Holendrzy badają, jak przebiega zdrowienie po infekcji. Wirus może uszkodzić płuca

Im dłużej trwają ograniczenia epidemiologiczne, tym ostrzej stają się widoczne podziały między tymi, którzy ich przestrzegają a osobami lekceważącymi restrykcje. I znowu mamy powód do rosnącej frustracji.

„To zjawisko obserwujemy właśnie teraz, podczas drugiej fali. Lekarstwem na poczucie frustracji i agresji są kontakty społeczne, bo człowiek jest istotą potrzebującą innych (interakcji z drugim człowiekiem – przyp. E.G.). Tymczasem teraz tych właśnie kontaktów w dużej mierze jesteśmy pozbawieni – wyjaśnia dr Pontus Leander w rozmowie z NU.nl

Radykalizują się wszyscy – od prawa do lewa

Niezwykle ciekawe, ale także mocno niepokojące wnioski z badań przedstawia gazeta „Trouw” w swoim artykule pt. „De Nederlander radicaliseert, van links tot rechts”.

Tekst prezentuje opinie Keesa van den Bosa – profesora psychologii społecznej i nauk prawnych z Utrechtu oraz Hansa Boutelliera – profesora Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie (Vrije Universiteit Amsterdam).

Polecamy: Koronawirus: Nierealistyczni optymiści lekceważą zasady. Jak wytłumaczyć ruchy społeczne negujące epidemię?

Obaj naukowcy odnoszą się w rozmowie z gazetą „Trouw” do niedawno opublikowanego raportu Nationaal Coordinator Terrorismebestrijding Veiligheid (NCTV), który wyraźnie wskazuje, iż postępuje proces radykalizacji społecznej. I to od prawa do lewa.

Zjawisko to jest o tyle niebezpieczne, iż prowadzić może do pojawienia się w niedalekiej przyszłości aktów silnej przemocy, a nawet terrorystycznych.

„Postawa antyelitarna, obecna w społeczeństwie już od jakiegoś czasu, teraz zyskuje na sile, do czego przyczynia się epidemia koronawirusa. Co gorsza, radykalizacja dotyczy nie tylko ludzi o niższym statusie edukacyjnym, finansowym i społecznym” – twierdzi prof. Van den Bos.

„Wśród osób teraz prezentujących postawy skrajne znajdują się też ci dobrze wykształceni i wystarczająco inteligentni, żeby ze swoimi poglądami trafić do szerszych grup odbiorców podobnych treści” – dodaje Kees van de Bos.

Koronawirus jako wróg zastępczy

Dlaczego ludzie się teraz tak radykalizują, niezależnie od wyznawanych poglądów politycznych? – pyta gazeta „Trouw”.

Bo nie mogą realizować swoich życiowych celów, a dodatkowo nie wiedzą, kiedy będzie to możliwe – odpowiadają obaj naukowcy. Taka sytuacja przeszkadza widzeniu problemów w szerszej perspektywie, pojawia się natomiast myślenie w kategorii „czarne/białe”.

„I teraz – jeśli pojawia się jakaś grupa, która myśli podobnie, to uczestnictwo w niej staje się nowym i w dodatku osiągalnym celem życiowym. To jest bardzo niebezpieczne zjawisko” – twierdzi prof. Van den Bos.

Polecamy: Koronawirus: Przygotujcie się na częściowy lockdown Holandii aż do Bożego Narodzenia. Będzie praca w magazynach

Koronawirus staje się niejako wrogiem zastępczym, twierdzą badacze na łamach „Trouw”, a ci wyznający teorie spiskowe w dużej mierze sami w nie nie wierzą. Trzymają się ich jednak, bo nie mają niczego innego, czego można się uchwycić.

Naukowcy twierdzą, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, że takie postaci jak premier Rutte, czy minister zdrowia staną się negatywnymi symbolami tego „co idzie nie tak, źle”. To z kolei przełoży się na dalszy spadek zaufania do rządu.

Restrykcje potrwają jeszcze kilka miesięcy. Co można zrobić, żeby ograniczyć niebezpieczne zjawisko radykalizacji postaw społecznych? – pyta gazeta „Trouw”.

„Trzeba dać ludziom możliwość relaksu, np. na siłowniach, które są otwarte. Niemniej trzeba pomyśleć nad innymi formami psychicznego odpoczynku, które pozwalają odreagować frustrację” – radzą badacze.