Zdj. Ilustracyjne Gerd Altmann z Pixabay

Jedna na sześć osób mieszkających w Holandii deklaruje, że nie będzie przestrzegać wprowadzonych zasad bezpieczeństwa związanych z epidemią. Ludzie lekceważą też potrzebę utrzymywania dystansu. Jesteśmy zmęczeni i sfrustrowani. Maski też wzbudzają kontrowersje. Rząd reaguje na krytykę.

Druga fala epidemii, z którą mierzymy się w Holandii, dotarła w momencie, gdy wszyscy jesteśmy już koronakryzysem zmęczeni i sfrustrowani. Znajduje to odzwierciedlenie w codziennych zachowaniach, które znacząco się zmieniły w stosunku do marca czy kwietnia.

Lekceważenie zasad rośnie

„EenVandaag” – panel opinii tego programu telewizyjnego – przedstawił na początku października wynik badania przeprowadzonego na grupie 26.000 mieszkańców Holandii. Badanie miało na celu sprawdzenie, jak obecnie reagujemy na rygory wprowadzone w związku z epidemią.

Jakie jest najważniejszy wniosek? Spada poparcie dla zasad bezpieczeństwa wprowadzonych przez rząd.

  • Jedna na sześć badanych osób (17 proc.) stwierdza, że nie zamierza (intencjonalnie) przestrzegać nowych zasad bezpieczeństwa w związku z epidemią.
  • Liczba osób, która nie przestrzega zasady dystansu 1,5 m podwoiła się w porównaniu do pierwszej fali epidemii.

Podczas pierwszej fali epidemii tylko 8 proc. respondentów odpowiadało, że nie przestrzega ściśle wytycznych bezpieczeństwa. I to pokazuje, jak bardzo zmieniliśmy swoje podejście do epidemii koronawirusa.

Co ciekawe, linie podziału co do zasad bezpieczeństwa, zbiegają się z polaryzacją polityczną.

Przestrzeganie zasad sanitarnych podczas epidemii a preferencje wyborcze, źródło: EenVandaag.nl

Najmniej skłonni do przestrzegania zasad są zwolennicy skrajnie prawicowej partii Forum voor Democratie – trzech na pięciu wyborców tej formacji deklaruje, że nie zamierza przestrzegać rygorów epidemicznych. Podobne postawy prezentują wyborcy PVV Geerta Wildersa.

Narasta frustracja

Od marca holenderska prokuratura skierowała do sądów 337 spraw karnych, których tłem jest epidemia.

Większość z nich dotyczyła plucia lub kaszlu w stronę policjantów lub innych osób pełniących służbę (np. ratownicy medyczni, strażnicy miejscy itd.), jak również pracowników sklepów.

Więcej na temat takich zachowań, także wśród Polaków mieszkających w Holandii, pisaliśmy w tekście Koronakryzys w Holandii: Pierwszy Polak skazany na więzienie za durny wybryk – „korona-plucie”

Przypadki naruszeń przepisów w prowincjach także trafiły do prokuratury. Do połowy września było ich 23.300. W dużej mierze (1641 przypadków) chodziło o nieprzestrzeganie obowiązku noszenia maski zakrywającej nos i usta w środkach transportu publicznego.

Tymczasem w końcówce września obniżono wysokość grzywny za to wykroczenie z 390 do 99 euro.

Chaos „zamaskowany”

Co z tymi maseczkami? Wielu z nas stawia sobie to pytanie. Trudno, żeby było inaczej.

Przez pół roku przecież słyszeliśmy z ust premiera Rutte i przedstawicieli jego rządu, że maseczki niemedyczne tak naprawdę nie chronią przed koronawirusem. Dają za to złudne poczucie bezpieczeństwa, a tym samym skłaniają do lekceważenia innych zasad, np. dystansu 1,5 m.

Teraz jednak rządowy zespół ekspertów stanowczo twierdzi, że obowiązek noszenia masek powinien zostać wprowadzony wszędzie, nie tylko w transporcie publicznym. Już teraz silnie rekomendowane jest ich noszenie w sklepach i supermarketach. Nadal nie jest to jednak obligatoryjne.

O nowych rygorach obowiązujących w Holandii od 29 września czytaj w tym artykule: Koronawirus przyspiesza: Nowe rygory i pilnie zalecenie noszenia masek w Amsterdamie, Rotterdamie i Hadze

Więcej o zamieszaniu wokół maseczek (w tym w szkołach) pisaliśmy w tekście Koronawirus: Niektóre szkoły w Holandii wprowadzają obowiązkowe maski. Są niejasności

Efekt praktyczny dla nas, jako np. klientów sklepów jest taki, że większość sieci supermarketów nie odmawia obsługi osobom robiącym zakupy bez maseczek, mimo iż rząd pilnie zaleca ich zakładanie właśnie tam.

Dla przykładu, sieć handlowa HEMA ustami swojego rzecznika oświadczyła, że co prawda popiera zalecenia rządu, ale stosuje nakaz noszenia masek tylko w stosunku do własnych pracowników, ale już nie wobec klientów.

Premier reaguje na krytykę

Rząd w sprawie maseczek komunikował się z nami, jak dotąd, w niejasny sposób.

Reprezentujący liberalną partię VVD premier Mark Rutte nie chciał arbitralnie narzucać za dużo społeczeństwu, w tym obowiązku noszenia masek. Liczył raczej na odpowiedzialność nas wszystkich.

Z kolei liderzy partii opozycyjnych zaostrzyli swoje wypowiedzi w sprawie rządowej polityki dotyczącej koronawirusa, krytykując ją.

Polecamy: Koronawirus: Holendrzy badają, jak przebiega zdrowienie po infekcji. Wirus może uszkodzić płuca

Premier Rutte postanowił więc zareagować na toczącą wśród ludzi dyskusję na temat maseczek (i zapewne innych rygorów) wchodząc w dialog ze społeczeństwem. Już jutro – we wtorek 6 października – odbędzie się pierwsza debata poświęcona epidemii.

To reakcja na krytykę gabinetu w sprawie polityki wobec koronawirusa, która najprawdopodobniej ulegnie zmianie. Debata może mieć na to wpływ.

Dlaczego? Dlatego, że według agencji badawczej I&O Research, 60 proc. Holendrów uważa koronakryzys za najważniejszy problem, z którym teraz mierzy się społeczeństwo.

Biorąc pod uwagę, że 17 marca 2021 r. odbędą się wybory do parlamentu holenderskiego, dialog ze społeczeństwem w sprawie koronakryzysu i reagowanie na krytykę jest dla gabinetu Rutte sprawą, która może mieć wpływ na wynik.

Bądźmy odpowiedzialni

Tymczasem liczby dzienne nowych zakażeń, oscylujące wokół kilku tysięcy, nie pozostawiają złudzeń, że epidemia nie jest wynikiem np. światowego spisku, o czym mówią prymitywne teorie spiskowe.

Dochodzą do tego wypełniające się szpitale i liczba osób, których koronawirus zabił. Naszym zdaniem, musimy zachowywać się wobec siebie i innych po prostu odpowiedzialnie.

Nośmy maseczki, trzymajmy dystans 1,5 m, nie pchajmy się tam, gdzie tłum i często myjmy ręce. W końcu zdrowie jest najważniejsze.

AKTUALIZACJA:

Powraca rygor maksymalnie i jednocześnie 30 osób – uczestników nabożeństw w kościołach.

Opinię publiczną zbulwersowała informacja, że w ubiegłą niedzielę w kościele w Staphorst (prowincja Overijssel) odbyły się trzy msze z 600 wiernymi jako uczestnikami, którzy w dodatku śpiewali, co jest zabronione.

Dodajmy, iż sytuacja miała miejsce w świątyni mocno ortodoksyjnego odłamu holenderskiego kościoła protestanckiego.

Tymczasem większość holenderskich kościołów przeszła na transmisje mszy online, a wiele meczetów w ogóle została zamknięta.