Holendrzy są narodem dosyć powściągliwym w kwestii słodyczy, szczególnie cukierków, a ich gusta, dla Polaków, bywają osobliwe. Holenderskie słodkie „niebo w gębie” jest trochę inne od polskiego.
W tym przeglądzie będziemy stronniczy i zupełnie nieobiektywni. Bo gdy mowa o gustach, szczególnie kulinarnych, to nie ma mocnych. Każdy kieruje się własnymi kubkami. Smakowymi. A te, ćwiczone od dziecięctwa w konkretnych smakach, stają okoniem, gdy potraktować je czymś odmiennym.
Polecamy: Polacy kochają holenderskie przekąski. To bomby kaloryczne
Jak to jest w Holandii z cukierkami, czy szerzej – słodyczami? I czy słodycze mogą być słone?
Miłość lub nienawiść – dropje
Tego „słodycza” (nie poprawiać, wyjaśnimy dlaczego) statystyczny Holender zjada rocznie około 2 kilogramów. Niektórzy powiadają, że są tacy, którzy od een drop zoethoutwortelextract (pełna nazwa) są wprost uzależnieni.
Ten dropje, którego w Holandii sprzedaje się rocznie około 32 mln kg, to cukierek mający w swoim składzie przede wszystkim lukrecję. Kiedyś działała tylko jako środek przeciw kaszlowi, aż wynaleziono tego…
No właśnie. Cukierka? Rzecz w tym, że często on jest słonawy, a nawet zwyczajnie słony i gorzkawy. W dodatku czarny. Dla nas to ten „słodycz”. I nie jesteśmy w mniejszości. Wystarczy zajrzeć na fora dyskusyjne Polaków w Holandii.
„Taaaa… tu, niestety, poległam. Znajomi Holendrzy radośnie i w najlepszej wierze poczęstowali mnie tą lukrecją, i całe szczęście, że udało mi się dyskretnie przemieścić straszliwy smakołyk do zaparkowanej nieopodal doniczki z boguduchawinnym kwiatem. Nikt nie został obrażony a moje kubki smakowe doszły do siebie po kilku godzinach” – pisze Anonimowa.
Polecamy także: Skąd się wzięła holenderska kuchnia?
„Dropy i salmiaki (inna nazwa dla tych cukierków – red.) zaczynają Polakom smakować po około 4 latach pobytu w NL 🙂 Z fajnych dań – naleśniki z plasterkami boczku jedzone z powidłami domowej roboty, posypane obficie cukrem-pudrem:)” – uzupełnia naszą wiedzę intenauta Al.
Zdecydowanie – dropje/drop to delikates, który można albo kochać, albo nienawidzić. My – stanowczo to drugie.
Hopjes – jakby „krówka”
Hopjes to twarde cukierki o kawowym smaku, brązowym kolorze, z zawartością karmelu i masła. Trochę, jak polska „krówka”, ale nie do końca, bo nasza jest ciągutkowata, a ta holenderska raczej zwarta.
Można to jednak przełknąć bez bólu dla kubków.
Zeeuwse boterbabbelaars – cukierki maślane
Słodkość o zdecydowanie wiejskim pochodzeniu. Te maślane, twarde cukierki do ssania wyrabiane były w chłopskich gospodarstwach w Zelandii początkowo na własny użytek. W Middelburgu (stolica Zelandii) są one produkowane i sprzedawane od 1892 r.!
Polecamy: Holandia: Zmiany na twoim talerzu – też ratujesz klimat. I masz oszczędności!
Zeeuwse roomboterbabbelaars pochodzi od słów: boter – masło, roomboter– masło śmietankowe i babbelaar – gaduła. Dlaczego gaduła? Bo cukierki te podawane były podczas spotkań i rozmów przy kawie, zaraz po stroopwafels (o nich za chwilę).
Cukierki w smaku przypominają polskie (nazwa nam uciekła), które w aksamitny sposób rozpływają się języku. Bardzo dobre, wracamy myślami do dzieciństwa.
Wilhelmina pepermunt – miętówka
Naszym zdaniem, nic szczególnego, chociaż lubimy miętę. Z tym, że raczej w postaci naparu, a nie cukierka.
Szczególna jest natomiast historia tych słodyczy. Wyprodukowano je po raz pierwszy w 1892 r., dla późniejszej królowej Wilhelminy, gdy ta, jeszcze jako księżniczka, skończyła 12 lat. Fabryka we Fryzji od tamtej pory, a upłynęło już prawie 130 lat, nadal tłoczy na każdym cukierku profil tej monarchini.
Cukierki te są w Holandii nadal popularne, słodkie, odświeżają oddech.
Stroopwafels – niebo w gębie
Dla nas to zdecydowany faworyt wśród popularnych holenderskich słodkości. Poszukiwane „niebo w gębie”. I podawane do kawy na każdym towarzyskim spotkaniu. Najczęściej z ozdobnego pudełeczka, będącego kopią niebieskiej porcelany z Delft.
Spacer po forach Polaków w Holandii utwierdził nas w opinii, że stroopwafel to zdecydowanie nasz ulubieniec na rynku niderlandzkich słodyczy. Miękki karmel, często z dodatkiem cynamonu, umieszczony pomiędzy dwoma wafelkami, podbił nasze podniebienia.
Wymyślony przez piekarza z Goudy w końcówce XVIII wieku, zrobił błyskawiczną karierę i dotarł do innych krajów Europy, w tym do Polski. My widzieliśmy go już w 2009 r. w sieci polskich sklepów Aldi.
Najlepiej zamknąć tym waflem filiżankę kawy czy herbaty i poczekać chwilę, aż karmel się nieco rozpuści. Pycha!
Spróbujcie tych deserów
Zostawiamy was z cukierkami – doświadczajcie ich smaków. Na koniec chcielibyśmy zwrócić waszą uwagę na kilka holenderskich deserów/ciastek. Te są zdecydowanie lepsze, wybór ich jest bogaty. No i są słodkie. Bez udziwnień.
Skosztujcie więc:
- tompoes – najlepsze podczas Dnia Króla!
- bossche bol – pychotę oblaną czekoladą z bitą śmietaną w środku
- speculaas – bez nich nie ma Mikołaja, ani Bożego Narodzenia
- vlaai – rodzaj tarty z owocowym nadzieniem, rodem z Limburgii
- spekkoek – pochodzące z Indonezji, składa się z wielu cieniutkich warstw
- boterkoek – maślane, kruche gładkie ciasteczka; proste i zaskakująco dobre
- oliebollen – podobne do pączków, ale od nich trwalsze; nie może ich zabraknąć w okolicy Sylwestra i Nowego Roku
>> Zapraszamy do wyszukiwania interesujących tematów w naszym archiwum (pole wyszukiwarki). Zawiera mnóstwo cennych informacji, na tyle, że artykuły publikowane na portalu Polonia.nl są archiwizowane przez Królewską Bibliotekę w Hadze jako dziedzictwo cyfrowe Holandii <<