Holenderki są tak zadowolone z życia, że w badaniach socjologicznych uznano je za jedne z najszczęśliwszych kobiet świata. Wierzyć, nie wierzyć, ale zawsze warto im się przyjrzeć. Dlaczego Holenderki żyją, jak chcą i są szczęśliwe?
Jak żyje holenderska kobieta? Jak myśli? Co jest dla niej ważne, a co nie warte uwagi? Jak podchodzi do związków i do własnego macierzyństwa?
Pamiętając, że Holandia to społeczeństwo wielokulturowe i nie można wszystkich wrzucać do jednego worka spójrzmy, w czym może tkwić sekret udanego życia niderlandzkich kobiet. Dlaczego Holenderki żyją, jak chcą i są szczęśliwe?
Moda modą, ale ma być wygodnie
Trudno powiedzieć, żeby Holenderki przywiązywały nadmierną wagę do stroju i stylu ubierania, jak również makijażu. Nie widać też rewii mody na ulicach, nawet w dużych miastach. Kobiecie ma być przede wszystkim wygodnie – zdają się mówić Holenderki.
Polecamy: Holenderski przepis na zdrowe życie
I chyba coś w tym jest, bo wszystkie wyglądają bardzo podobnie. Jeansy, t-shirt, kurtka, szalik wokół szyi. No i rower. Zamiast torebki. Widać to nader często.
Brytyjska blogerka modowa Connie Smith napisała, że była raz na przyjęciu w Niderlandach, na którym spotkała 12 Holenderek w identycznych strojach! I wszystkie miały z tego powodu ubaw co niemiara.
Godziny w kuchni? W życiu!
Długie godziny na pitraszenie? To nie dla Holenderek. W kuchni jesteśmy po to, żeby przygotować posiłek prosty i szybki. Ma być racjonalnie. Poza tym jest w niej także miejsce dla mężczyzny – mówią mieszkanki kraju tulipanów.
I co więcej, ich partnerzy się z tym zgadzają. Nieraz zobaczycie tu w kuchni mężczyznę, który gotuje. Na zakupach też ich widać, zwłaszcza wtedy, gdy dzwonią do swoich żon konsultując to, co właśnie wkładają do koszyka.
Partnerstwo i emancypacja – to rządzi Holenderkami. Nie mężowie.
Jak czegoś chcą, to o tym mówią
Holenderki nie mają oporów przed mówieniem o tym, czego chcą. W sypialni też. Komunikują to swoim partnerom niekoniecznie tylko w domowych pieleszach. Równie dobrze może to być też w autobusie. Albo kawiarni.
Polecamy: Bezpośredniość Holendrów – czy to musi boleć?
Panowie na randce z Holenderką nie powinni wyrywać się natychmiast do płacenia za nią rachunku. Tu też rządzi równouprawnienie i niezależność. Ona płaci za siebie. Podobno zmienia się to po ślubie/w związku partnerskim, ale może to tylko takie gadanie. Kto by to sprawdzał.
Robot wieloczynnościowy? O nie!
Holenderki nie piszą się na odgrywanie roli wieloczynnościowych robotów. Żona, mama, kucharka, sprzątaczka, opiekunka, praczka, przedszkolanka itd., a wszystko w jednej kobiecie. To nie dla nich.
W wychowywaniu dzieci ważną rolę spełnia tata. W opiece nad maluchami bardzo ważni są też dziadkowie i babcie. Oma i opa w Holandii mają być aktywni. To oni przejmują stery, gdy mama chce iść z koleżankami do kina lub na babskie spotkanie. Często odbierają dzieci z przedszkola i sprawują nad nimi opiekę (robi to 60 proc. niderlandzkich dziadków i babć).
Polecamy: Dlaczego holenderskie dzieci są najszczęśliwsze na świecie?
Po urodzeniu dziecka jedna na trzy Holenderki przestaje pracować zawodowo lub pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Dodatkowo pracodawcy umożliwiają im pracę w elastycznym czasie, częściowo również w domu (nawet na wyższych stanowiskach).
Matka idealna? Nie ma takich
Każda holenderska mama to wie i nawet się nie stara dotknąć ideału macierzyństwa. Z umiarem cieszy się z sukcesów swych dzieci, nie wpada w czarną rozpacz, gdy im się z czymś nie powiedzie. Pozwala maluchom cieszyć się dzieciństwem i nie zamienia się w „mamusię-kwokę” nadzorującą każdy krok swojej latorośli.
Holenderki trzymają się rytmu dnia i wcześnie kładą dzieci spać. Po 18.00 nie zobaczycie tych najmłodszych bawiących się poza domem. Ów rygor ma swoje dobre strony, bo w ten sposób również niderlandzkie mamy mogą się lepiej i dłużej wyspać.
Luz, pewność siebie i bezpośredniość – to rzuca się w oczy w kontaktach z Holenderkami. Kto wie, może warto spróbować je naśladować i sprawdzić, czy to działa?
Fot. Pixabay