DYSKUSJA: Redakcja czeka na Wasze reakcje, doświadczenia z Holandii, w tym przykłady dyskryminacji Polaków w Holandii. Podyskutujmy, nasz głos się liczy!

  • Co możemy sami zmienić? (dobry przykład)
  • Czego oczekujemy od polityków polskich i holenderskich, co chcemy im podpowiedzieć?
  • Może wielkich problemów jak dyskryminacji Polaków w Holandii w ogóle nie ma; a te inne problemy są mniejszego kalibru i same z czasem się rozwiążą?
  • Może postawa Holendrów do Polaków jest podobna do ich nastawienia do poprzednich 'obcych ’- migrantów zarobkowych? czytaj wywiad z prof. Willemse
  • Zapraszamy do rzeczowej dyskusji na Facebooku portalu Polonia.nl lub przysłania maili do redakcji na adres: redactie.polonia.nl@gmail.com

List od czytelnika na artykuł opublikowany na portalu Polonia.nl 26.09.2011

pt. Prasa holenderska odkryła antypolskie nastawienie Holendrów – De Pers: „Polacy przestraszeni ksenofobiczną Holandią”czytaj

(śródtytuły od redakcji)

Szanowna Redakcjo!
Jestem stałym czytelnikiem portalu Polonia.nl i mam parę uwag oraz własnych doświadczeń, mieszczących się w temacie wspomnianego powyżej artykułu , którymi chciałbym się podzielić.

Praca dla uitzendbureau
Do Holandii przyjechałem wraz z żoną 5 lat temu i pomimo iż na początku trafiliśmy, jak i wielu naszych rodaków, do wszechobecnych tutaj, choć działających poza wszelkimi standardami, tzw. uitzendbureau. Wytrzymaliśmy prawie dwa lata, pomimo pracy 7 dni w tygodniu, po 12-13 godzin, czasem 2 miesiące bez dnia wolnego, przy jednoczesnej godnej pożałowania stawce godzinowej. Pamiętam nawet, że zgłosiłem wszystkie wymienione wcześniej fakty do Arbeidsinspectie, lecz ich jedyną reakcją było przesłanie mi pocztą e-mail informacji, ile powinniśmy zarabiać i jaki jest największy dopuszczalny czas pracy w Holandii. I to było tyle. Pracowałem wcześniej ponad 10 lat w Polsce, i wiem że u nas w kraju, dużo błahsze zgłoszenia skutkują natychmiastową reakcją polskiej Inspekcji Pracy. To doświadczenie nauczyło mnie jednego: w Holandii panuje niepisane przyzwolenie na wykorzystywanie Polaków i nikt nie jest zainteresowany zmianą tego stanu rzeczy (w końcu dla firm holenderskich, a więc i dla samego państwa tania, czy wręcz nawet niewolnicza, siła robocza jest jak najbardziej korzystna).

Z pracą też jakoś sobie poradziliśmy, ja mam zatrudnienie przez Polską firmę, jedynie z miejscem wykonywania pracy na terenie Holandii, natomiast moja żona znalazła pracę w jednym z wielu parków rekreacyjnych. Niestety dla niej, choć udało się odciąć od biur pośrednictwa pracy, trafiła do mówiąc niezbyt ładnie lecz ciągle delikatnie: cwaniaków. Oznacza to dla niej trzy lata kontraktów tzw. zero godzin, ciągłe obiecywanie stałego gdy tylko skończy się poprzedni, a w końcu propozycja pracy „na czarno” gdy kolejnego śmieciowego dać już, w świetle prawa (cóż to za prawo, dopuszczające taką formę zatrudnienia) dać się nie da. Wspomnę też o braku wypłat tzw. wakacyjnego czy zasiłku chorobowego w czasie niezdolności do pracy.

Nauka niderlandzkiego
Ponieważ nie należę do osób biernie podchodzących do życia, postanowiłem sam starać się polepszyć naszą sytuację. Udało się znaleźć pracę z mniejszym wymiarem godzin. Następnie czym prędzej, na własny koszt, zapisaliśmy się na kurs języka niderlandzkiego.

Dziś oceniam to jako bardzo dobry krok, pomimo że same kursy są dość drogie i trudno dostępne (przynajmniej tutaj, czyli w prowincji Noord Brabant) to ułatwiły nam w Holandii życie. Jest też niestety druga strona medalu, bo wraz ze wzrostem naszej komunikatywności wzrastała nasza świadomość swoistego napiętnowania i wyalienowania w codziennym życiu wśród holenderskiego społeczeństwa.

Pierwsze większe trudności napotkaliśmy przy próbie wynajmu mieszkania, gdzie czasem sama informacja o naszej narodowości skutkowała szybkim przerwaniem rozmowy czy informacją że: już wynajęte. W końcu się udało, choć cena była wygórowana. Zresztą do dziś wynajmujemy domek w cenie przekraczającej nasze możliwości i średnie ceny na rynku, ale wybór mieszkać gdzieś, najczęściej w koszmarnych warunkach, z dziesiątką czy więcej współlokatorów, czy spokojnie samemu – nie pozostawia żadnych wątpliwości.

Dyskryminacja Polaków
Lecz wracając do kwestii dyskryminacji, to trudno oczekiwać od zwyczajnych holenderskich obywateli traktowania nas z szacunkiem i zrozumieniem, gdy obecny gabinet Marka Ruttego wraz z Geertem Wildersem bez żadnego skrępowania czy zażenowania, na publicznym forum, wielokrotnie nazywa nas hołotą i złodziejami. Niestety dla nas, nasze władze pozostają bierne, albo ich działania są zupełnie niedostrzegalne.

Z naszego własnego doświadczenia podam parę tych, które chyba najbardziej utkwiły mi w pamięci. Na marginesie dodam jeszcze, że oboje z żoną nie palimy tytoniu, a alkohol spożywamy okazyjnie i zawsze z umiarem.

Razem ze znajomą parą chcieliśmy gdzieś, w sobotni wieczór wyjść potańczyć, wybraliśmy się więc do pobliskiego Tilburga, do jednej z wielu w centrum barów-dyskotek. Ochroniarz sprawdzający dokumenty, gdy tylko zobaczył nasze polskie dowody, od razu stwierdził że do środka nie wejdziemy. Rozpocząłem rozmowę, pytając dlaczego i na jakiej podstawie odmawia nam wstępu. Początkowo agresywny, po moim żądaniu rozmowy z menadżerem wyjaśnił że tydzień temu mieli jakiś problem z Polakami. Spytałem, czy to byliśmy my albo nasi znajomi, on zaprzeczył lecz stwierdził że my wszyscy (Polacy) jesteśmy tacy sami. Po chwili, gdy przy wejściu zaczął robić się już tłok, przyszedł jego przełożony. Powtórzyłem swoje zdanie o bezpodstawnej odmowie wstępu i ten w końcu, przypuszczalnie dzięki naszej znajomości języka (choć ciągle w powijakach) i długich tłumaczeniach, zezwolił na nasze wejście do środka. Naprawdę, poczułem to, co czuli czarnoskórzy w czasach apartheidu, tylko że to dzieje się 100 lat później w „zjednoczonej” Unii Europejskiej.

Innym razem pojechaliśmy wspólnie z inna parą, tym razem do Belgii, do niedużego nadgranicznego miasta, do jednej z dużych dyskotek. Tutaj również przy wejściu, ochroniarz widząc na dokumentach naszą narodowość, od razu kazał nam opuścić lokal. Na nasze pytania szybko odpowiedział, że to nie jest dyskoteka dla Polaków (tak po prostu – w oczy). Dodam, że w między czasie do środka weszło wielu przedstawicieli innych narodowości: Hindusów, Marokanów (do żadnej z nacji nie czuję jakichkolwiek uprzedzeń) i innych, z których wielu nie posługiwało się nawet językiem niderlandzkim. Na nasze żądanie rozmowy z którymś z menadżerów, odpowiedział agresją i przy pomocy innego wyrośniętego pana zostaliśmy wypchnięci na zewnątrz. Od razu zadzwoniliśmy na belgijską policję, lecz odmówiono przyjazdu na miejsce, nam kazano zgłosić się ewentualnie do jednego z oddalonych ok. 15 km posterunku w większym mieście. Pojechaliśmy, złożyliśmy zeznania i od tamtej pory (ok. 1,5 roku) nie otrzymaliśmy żadnej informacji.

Myślę, że mógłbym jeszcze wiele podobnych sytuacji opisać, i jak widać powyżej nie dotyczą one jedynie Holandii, choć od około roku bywamy towarzysko przede wszystkim w Antwerpii i jak dotychczas z żadnym przejawem dyskryminacji się nie spotkałem. Może takie zachowania to specyfika terenów nadgranicznych, przylegających do Holandii. Również moi znajomi tam mieszkający na stałe w Antwerpii potwierdzają moje spostrzeżenia.

Z innej perspektywy
Mój brat wybrał dla siebie i swojej rodziny, jako nową ojczyznę Stany Zjednoczone, i po długim, już prawie 9 letnim pobycie tam dziwi się, kiedy opowiadam mu o sytuacji panującej tutaj w Holandii. Nie może zrozumieć, że to wszystko dzieje się w obliczu prawa i przy biernej postawie władz. Może porównanie olbrzymiej Ameryki z malutkim Królestwem Niderlandów nie jest trafne, lecz sytuacje tu wręcz codzienne w żaden sposób nie mieszczą się w standardach przyjętych za oceanem, a próby antypolskich wystąpień skutkują zdecydowaną i głośną reakcją Polonii amerykańskiej.

Posiadam także rodzinę w Wielkiej Brytanii (stosunkowo młoda emigracja – 2 lata), również młode małżeństwo z dzieckiem. Słuchając ich wypowiedzi o sytuacji tam panującej, rysuje się obraz dość tolerancyjnego społeczeństwa, z prawem równym dla wszystkich i bez wyzysku przez biura pośrednictwa pracy (choć funkcjonuje ich tam wiele). Oboje mają już stałe umowy (mimo krótkiego stażu pracy), nie różniące się niczym od tych jakie posiadają ich angielscy koledzy. Obowiązują ich wszystkie oficjalne dni wolne od pracy, a także wolne soboty (w Holandii unikat). Dom wynajęli po zaledwie trzy dniowych poszukiwaniach, za umiarkowaną cenę i bez poczucia, że jako Polacy są gorszą kategorią najemców.

Smutny obraz Holandii
Wszystkie te przytoczone fakty kreują smutny i przywodzący na myśl odległe wydarzenia, rodem z faszystowskich Niemiec, obraz Holandii i jej rodowitych mieszkańców. Wiem że nie można uogólniać i że również tutaj są ludzie reprezentujący inne wartości, lecz jak i 70 lat temu w ówczesnych Niemczech, ta grupa nie idąca za chwytnymi, populistycznymi hasłami, nie przebije się przez wszechogarniającą atmosferę rasizmu i dyskryminacji nacji wschodnioeuropejskich. Tym mocniej jest to przykre, gdyż jeszcze nie porosły trawą pomniki wystawione naszym, biało-czerwonym żołnierzom, którzy bez wahania oddawali swoje życie za wolność mieszkańców tego, małego państewka, choć ich trud nie przyniósł wolności ich własnej ojczyźnie.

Do dziś nie rozumiem też jak ta cała sytuacja, może mieć miejsce dziś, w dwudziestym pierwszym wieku, w samym środku naszej nowej Europy.

Mam nadzieję że mój wywód nie jest zbyt długi, lecz chciałbym w jakiś sposób wesprzeć redakcję, a w szczególności Panią red. M. Bos-Karczewską, której działanie dostrzegam również na łamach krajowych mediów, w poprawie wizerunku i sytuacji Polaków mieszkających i pracujących w Holandii.

Z wyrazami szacunku
Bartosz Kopan

Z archiwum

Opublikowane w portalu Polonia.NL 24.10.2011
Wydawca portalu: STEP – Stowarzyszenie Ekspertów Polskich w Holandii. Czytaj o nas