Agencja PE People z Holandii pod pręgierzem w Polsce
Kiedy przyjechaliśmy do Holandii, zakwaterowano nas w skandalicznych warunkach. Dla mnie zajęcia nie było, a chłopaka skierowano do zupełnie innej pracy niż ta, o której była mowa w Polsce. Gdy zażądał umowy, został zwolniony. Mieliśmy natychmiast opuścić mieszkanie i wracać do kraju – opowiada białostoczanka, która skorzystała z agencji pośrednictwa pracy za granicą – pisze „Gazeta Wyborcza” z 02.06.2008.
Sezon na zagraniczne wyjazdy do pracy właśnie się rozpoczął. Białostoczanie Wioleta Żukowska i Artur Zadykowicz wiedzą już, że agencjom pośrednictwa pracy nie można bezgranicznie ufać. 1200 zł – właśnie tyle starają się odzyskać od agencji PE People, która wysłała ich do pracy w Holandii. Ich zdaniem nie wywiązała się ze składanych obietnic. Twierdzą, że zastrzeżenia zgłosili zaraz po powrocie. Firma jest jednym z największych biur pośrednictwa pracy dla obcokrajowców na terenie Holandii.
Do pracy bez pracy
– Do białostockiej siedziby agencji PE People zgłosiliśmy się jeszcze we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy byłam przed obroną pracy licencjackiej, którą przesunęłam właśnie ze względu na wyjazd do Holandii. Ten jednak nie doszedł do skutku, rzekomo z powodu braku ofert – opowiada pani Wioletta.
W tej samej agencji para stawiła się w styczniu, wtedy bowiem miały pojawić się kolejne propozycje.
– Mieliśmy już wyjeżdżać, ale termin przesuwano dwukrotnie, w końcu dostaliśmy telefon z centrali firmy w Opolu, że możemy się przygotowywać do wyjazdu. Po kilku dniach znów pojawiły się schody. Mieliśmy napisać CV po angielsku. Ostatecznie cały wyjazd przesunął się aż o trzy tygodnie – opowiada o pierwszych problemach dziewczyna.
– Wcześniej korzystałem z usług tej agencji, wysłała mnie do Francji i Hiszpanii. Co prawda pracodawca nie wypłacił mi pieniędzy za ostatnie dni, ale sprawę zgłosiłem do inspekcji pracy. Większych zarzutów do samej agencji nie miałem – tłumaczy ponowny wybór tego pośrednika Artur Zadykowicz. – Mówiono nam, że będziemy pracować przy taśmie z odzieżą, ale przed wyjazdem nikt tego nie skonkretyzował. Ja za stawkę godzinową miałem dostać 6,35 euro, dziewczyna 6,16.
Białostoczanie wyjechali do Holandii busem podstawionym przez pośrednika. Zapłacili po 300 zł. Na miejscu mieli dostać mieszkanie pracownicze.
– Cena przejazdu była zawyżona w stosunku do rynkowej, ale przymknęliśmy oko. Gorzej było z przydzielonym nam lokum w jakiejś szeregówce. Panował tam kompletny bałagan, okna się nie zamykały, do pokoju przedostawał się deszcz i chłód. Nie było drzwi – skarży się Wioletta. – Okazało się, że praca, którą dostał Artur, znacznie przekraczała jego możliwości fizyczne, dla mnie oferty nie było.
– Przydzielono mnie do wytwórni posiłków gotowych. Miałem pracować na wysokościach, układając kartony na regałach. Kiedy zgłosiliśmy zastrzeżenia, biuro w Holandii odmówiło skontaktowania się z osobami odpowiedzialnymi za organizację pracy. Kiedy miałem podpisać umowę, podać numer konta, zwolniono mnie. Otrzymaliśmy polecenie niezwłocznego opuszczenia domu – opowiada Zadykowicz.
Młodzi ludzie po powrocie zwrócili się do biura o zwrot kosztów przejazdu w obie strony. W białostockim oddziale odsyłano ich do Opola, a z Opola do Holandii. W kwietniu złożyli oficjalną skargę do firmy, ale do tej pory pieniędzy nie odzyskali.
Pracowników oddajemy w leasing, nie spełniamy ich marzeń
Wczoraj zadzwoniliśmy w tej sprawie do białostockiego oddziału PE People. Odesłano nas do centrali. Magdalena Goczal, dyrektor firmy, zapowiedziała, że może odpowiedzieć na nasze pytania jedynie pisemnie.
– Świadczymy usługi pośrednictwa pracy dla osób poszukujących zatrudnienia u pracodawców zagranicznych, którymi są, co chcę podkreślić, agencje pracy tymczasowej na terenie Holandii – tłumaczy dyrektor firmy. – Tamtejsze agencje muszą być przygotowane na najwyższą elastyczność w wyleasingowaniu pracowników, których my im proponujemy. Stąd sytuacje, w których w Holandii może się okazać, że ostateczny pracodawca z dnia na dzień rezygnuje ze współpracy z agencją i na dany moment nie można pracownikowi wskazać konkretnego miejsca pracy.
Firma tłumaczy, że w takiej sytuacji płaci zatrudnionym osobom za tzw. gotowość do pracy. To równowartość tygodniówki. Zaznacza jednak, że żadna ze stron nie ponosi odpowiedzialności za rezygnację z pracy przed wyjazdem z Polski.
– Nie zawsze jesteśmy w stanie spełniać marzenia młodych ludzi, którzy obiecują sobie modelową pracę z zapewnieniem luksusowego zakwaterowania. To wyobrażenie w zetknięciu z rzeczywistością powoduje często, że ludzie przeżywają rozczarowanie. Polska spółka nie może brać odpowiedzialności za jakość pomieszczeń mieszkalnych. Nie mamy żadnej kontroli nad ich używaniem i utrzymaniem, a stan pokoi wynika jedynie z opisu pani Żukowskiej i pana Zadykowicza – utrzymuje pośrednik.
A jak firma wyjaśnia brak umowy dla Artura?
– Pan Zadykowicz nie po raz pierwszy korzystał z naszych usług, a fakt powrotu do naszego biura potraktowaliśmy jako wykorzystanie przysługującego mu urlopu i to, że stosunek pracy z agencją w Holandii nie rozwiązał się – mówi szefowa agencji. Jak twierdzi skargę czytelników otrzymała dopiero w ubiegłym tygodniu.
– Ustosunkujemy się do niej po poznaniu stanowiska agencji z Holandii, a zatem brak odpowiedzi wynika z potrzeby rzetelnej analizy zaistniałej sytuacji po to, aby obie strony mogły być zadowolone ze sposobu załatwienia sprawy – deklaruje Magdalena Goczal.
Dla „Gazety”: Beata Chrościńska, doradca Europejskich Służb Zatrudnienia Eures
Pierwszym krokiem, jaki powinno się podjąć przy poszukiwaniu agencji pośrednictwa pracy za granicą, jest sprawdzenie, czy jest ona wpisana do Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia. Oczywiście ten wpis nie świadczy jeszcze o rzetelności oferowanych usług, dlatego najlepiej korzystać z pośrednictwa tych firm, które zostały już przez kogoś sprawdzone. Możemy kierować się opinią znajomych, ale mamy też możliwość poprosić w agencji o kontakt do osoby, która korzystała z ich pomocy.
Przed wyjazdem agencja ma obowiązek podpisać z osobą wyjeżdżającą do pracy umowę o przyrzeczeniu zatrudnienia. Nie jest to umowa o pracę, ale rodzaj prawnego zabezpieczenia, bo przecież to agencja w naszym imieniu podpisuje porozumienie z zagranicznym pracodawcą.
W takiej umowie musi się znaleźć nazwa i adres pracodawcy, stanowisko pracy, na jakie jesteśmy kierowani, a także kwota, za jaką zgadzamy się pracować. Jeśli już na miejscu pracodawca zrezygnuje z zatrudnienia, agencja powinna brać za to w jakiś sposób odpowiedzialność.
Pośrednik nie może też pobierać opłaty za załatwienie pracy, a co jedynie pieniądze na pokrycie konkretnych kosztów administracyjnych.
Firma może, choć nie musi, zapewnić nam dojazd i zakwaterowanie. Jeszcze przed wyjazdem powinniśmy zwrócić uwagę, czy koszty te odpowiadają cenom rynkowym. Nie ma jednak żadnych norm, które mówią o standardzie zakwaterowania.
Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok , Autor: Monika Kosz-Koszewska
Opublikowane w portalu Polonia.NL 03.06.2008