1. 30 stycznia 2007 r. Ambasador Jan Michałowski odznaczył Złotym Krzyżem Zasługi RP i Brązowym Medalem Wojska Polskiego Geertjana Lassche. 2. Przemówienie Geertjana Lassche

Geertjan Lassche (30 lat) jest dziennikarzem tv publicznej Holandii. Jego filmy dokumentalne i zaangażowanie zmobilizowały opinię publiczną na rzecz pośmiertnego odznaczenia żołnierzy 1-ej Samodzielnej Brygady Spadochronowej i ich dowódcy gen. Sosabowskiego.

Film dokumentalny „God bless Montgomery – Zapomnieni bohaterowie bitwy pod ArnhemGeertjana Lassche nadany 14.09.2004 rozpętał burzę medialna w przeddzień obchodów 60. rocznicy bitwy pod Arnhem. W nim książę Bernhard (ojciec Królowej Beatrix) apelował o rehabilitację i przyznanie holenderskich odznaczeń dla 1. SBS i jej dowódcy gen. Sosabowskiego. Nazwał to „wielką niedbałością”. Było to ostatnie życzenie księcia, zmarł 1.12.2004.

Późniejsze filmy Lasscha „Odznaczenia dla polskich żołnierzy?” (3.12.2005) i ”A jednak odznaczenia dla Polaków” (5.12.2005) ukazywały się w kluczowych momentach, kiedy haski parlament i minister Obrony Kamp pochylali się nad kwestią przyznania odznaczeń.

Uznanie dla Lassche od Polonii
W 2005 roku na XII Balu Polonii dyplom ’Honorowego Przyjaciela Polonii w Holandii roku 2004′ otrzymał Geertjan Lassche dziennikarz holenderskiej telewizji publicznej za wkład w nagłośnienie bohaterskiego udziału polskich żołnierzy z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej pod dowództwem generała St. Sosabowskiego w bitwie pod Arnhem we wrześniu 1944 r.
Zobacz dyplom i zdjęcie laureata

Pozostali odznaczeni 30.01.2007
Ponadto w imieniu Ministra Obrony RP Złotymi Medalami Wojska Polskiego odznaczeni zostali również: G.Pijpers, B.J. Baars, H. Huijbregts i A. Hoekstra. Andries Hoekstra przewodniczący Fundacji Marketgarden przez wiele lat był mocno zaangażowany w sprawę rehabilitacji polskich żołnierzy Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego walczących bitwie pod Arnhem w 1944 r. Wkład G. Pijpersa, B.J. Baarsa, H.Huijbregtsa w przygotowanie i realizację uroczystej ceremonii odznaczenia przez Królową Beatrix generała Stanisława Sosabowskiego Orderem Brązowego Lwa i 1-ej Samodzielnej Brygady Spadochronowej najwyższym wojskowym odznaczeniem Holandii, Wojskowym Orderem Willema spotkało się z dużym uznaniem.

Więcej
• Czytaj o uroczystości wręczenia odznaczeń przez Królową Beatrix 31 maja 2006 szukaj w: archiwum Polonia.nl pod datami 31.05 i 1.06.2006
• Zobacz zdjęcia z uroczystości w Hadze 31 maja ubr.r. w albumie Polonia.nl
• Zobacz reportaże Geertjana Lassche w programie Netwerk (po NL)

2. Przemówienie Geertjana Lassche z okazji przyznania mu 30 stycznia 2007 r. dwóch odznaczeń państwowych: Złotego Krzyża Zasługi RP i Brązowego Medalu Wojska Polskiego

Szanowny panie Ambasadorze, Szanowni Państwo,

Czuję się ogromnie zaszczycony tym dniem, tym momentem i Państwa obecnością.  Dziwnie się czuję będąc stosunkowo młodym dziennikarzem, który rozpoczynając tę historię nie miał zielonego pojęcia o następstwach, jakie moja praca może przynieść. Następstwach takich jak dzisiejszy dzień.

Pan Ambasador pytał mnie, kto powinien być obecny na dzisiejszej uroczystości. W moim przekonaniu, oprócz mojej małżonki i rodziny, powinni to być wszyscy, którzy przyczynili się do powstania tego dokumentu.

A są to:
Arno Baltussen, kuzyn Cory Baltussen i przewodniczący Komitetu Driel-Polska. Człowiek, który od samego początku udzielał mi wszelkiej możliwej pomocy. 

Michael Sosabowski, wnuk generała Sosabowskiego, człowiek, który z rąk królowej Beatrix otrzymał odznaczenie Brązowego Lwa, przyznane pośmiertnie jego dziadkowi, generałowi Sosabowskiemu. Michael, I’m very pleased with Your presence here.

Małgorzata Bos-Karczewska, przewodnicząca organizacji STEP, która ciągle zachęcała mnie i wspierała w moich poczynaniach.

Osoba, której nazwiska nie wymienię, jeden z najodważniejszych urzędników jakich poznałem. Człowiek, który odegrał niebywałą rolę w procesie, który doprowadził w końcu do przyznania odznaczeń.

Przedstawiciele Ministerstwa Obrony. Ministerstwo Obrony, które postanowiło jednak przyznać Polakom najwyższe holenderskie odznaczenie za odwagę. Trwało to długo, ale kiedy zapadły decyzje w Hadze, przygotowano całą ceremonię i obchody z wielkim zaangażowaniem i godnością. Nie szczędzono kosztów i wysiłków. To był wielki gest.

Menno Menes i Jan Smelik, kamerzysta i technik dźwięku, którzy na swój sposób dodali znaczenia tej opowieści. Prawdziwi profesjonaliści.

Henk Valk, Jan van Benthem i Jan Kriek, moi szefowie i koledzy z programu telewizyjnego Netwerk. Henk Valk i Jan van Benthem byli odpowiedzialni za końcową redakcję programu o Polakach i generale Sosabowskim i powoli coraz bardziej angażowali się emocjonalnie w tę sprawę. Jan Kriek, mój redaktor naczelny, który przeznacza czas i pieniądze na dziennikarstwo wymagające badań i dochodzeń. Dzięki niemu powstają takie filmy dokumentalne.

Nie mogę zapomnieć o mojej żonie Bertie. Historia taka jak ta zajmuje człowieka dwadzieścia cztery godziny na dobę. Trzeba to umieć wytrzymać.

Brakuje dzisiaj jednej osoby, Cory Baltussen. Kobiety, której nigdy nie zapomnę. Wywiad z nią przyprawił mnie o gęsią skórkę, a potem chyba wszystkich telewidzów.

Jestem głęboko przekonany, że to właściwie ona powinna być dzisiaj odznaczona. Cora Baltussen zmarła na krótko przed otrzymaniem informacji, że odznaczenia zostaną przyznane. Wiadomość, o którą walczyła i na którą czekała ponad sześćdziesiąt lat. Jej pogrzeb odbył się w dniu, kiedy Holandię sparaliżowała ostra zimowa pogoda. Cała
Holandia powinna oddać jej hołd zachowując chwilę ciszy. Zmarła w ciszy i odosobnieniu. Chciałbym to odznaczenie poświęcić jej.

Cora Baltussen jest początkiem, końcem i duszą tego przedsięwzięcia. To nie Książę Bernard, jakkolwiek ważny był jego apel w telewizji, nie politycy van Baalen i Timmermans, jakkolwiek ważny był oddźwięk naszego reportażu w Parlamencie i nie ja, jakkolwiek decydujący był, być może, nasz reportaż i znalezienie listu królowej Wilhelminy w tej sprawie.

Cora jest początkiem tej opowieści. Ona poznała Polaków w czasie bitwy pod Arnhem, ona opatrywała rannych i zabitych. Ona opowiadała swoją historię w Holandii, chociaż nikt nie chciał jej słuchać. Cora jest też końcem tej opowieści. Gdyby nie przekazała tej historii, Polacy pod Arnhem zostaliby zapomnieni.

Cora jest duszą tej opowieści. Parę dni po ceremonii w Hadze, w zeszłym roku w maju, odbyła się uroczystość w Driel. Strasznie padało. Przygnębiający widok. Pod koniec ceremonii Arno Baltussen zaproponował nieśmiało, żeby odwiedzić jeszcze grób Cory. Był niedaleko stąd. Kiedy uroczystości się skończyły, większość osób szybko przeszła do sali, gdzie podawano kawę i kanapki. Zostali tylko starzy weterani i ich małżonki, powoli ruszyli w kierunku cmentarza. Niektórych trzeba było pchać na wózkach. Poszedłem małą dróżką i dlatego mogłem z daleka obserwować jak nadchodzą. Zbierali się wokół grobu Cory. Niektórzy cicho płakali, inni modlili się, ktoś patrzył nieobecnym wzrokiem w dal, ktoś inny zapalał świeczkę. Piękny i wzruszający moment, niemożliwy do utrwalenia, można go tylko przeżyć. Ci polscy weterani, ciągani w tych dniach tam i z powrotem, wstrząsani silnymi uczuciami, przyszli na koniec tej wizyty w Holandii – być może w stanie pewnego zmieszania – do grobu Cory, ich drugiej matki.

Wiele rozmawiałem z Corą. Jej wypowiedzi ciągle mam w pamięci. Piękne „one-liners”. I zawsze wszystkie szczegóły opowiadań pasowały do siebie, najlepszy dowód na autentyczność jej świadectw. Cora była w bardzo optymistycznym nastroju po nadaniu naszego reportażu, miała nadzieję, że w końcu jej marzenie się spełni, że Polacy otrzymają należne im uznanie, że zostaną odznaczeni. Z biegiem czasu traciła nadzieję. Kiedy ostatni raz rozmawiałem z nią, była zgorzkniała, a nawet zła. Wydawało się, że nie chciała już w tym uczestniczyć, nie wierzyła, że do tego dojdzie… Mam nadzieję, że patrzy na nas z nieba.

Chociaż uważam, że to odznaczenie należy się Corze, to jestem z niego bardzo dumny. Uznanie dla mnie, jako dziennikarza, nigdy nie było moją motywacją.  Najpierw chciałem przedstawić dramatyczną historię, potem za wszelką cenę chciałem osiągnąć zamierzony skutek, a w końcu nie liczyło się nic więcej, jak przyznanie sprawiedliwości ludziom, którzy narażali swoje życie dla wyzwolenia Holandii. Bo czułem się coraz bardziej związany emocjonalnie z tymi ludźmi, z ich ojczyzną.
I być może stałem się wtedy bardziej działaczem niż dziennikarzem, jak pomówił mnie kiedyś rzecznik Ministerstwa Obrony. Mam wrażenie, że działanie na rzecz sprawiedliwości nie jest złem.

Chcę bardzo podziękować panu ambasadorowi i rządowi polskiemu za uznanie. Jestem z tego dumny. Jednocześnie wyznaję z pokorą, że gdyby żyła Cora, nie śmiałbym stać w tym miejscu. Mojego udziału nie da się porównać z jej długoletnią walką. Ona przebiegła wiele trudnych sztafet, ja przejąłem pałeczkę na ostatnim etapie i – razem z innymi – doszedłem do finiszu. Nic więcej.

Ludzie telewizji są jak malarze: portrety, krajobrazy, martwe natury… Malujemy opowieści i pokazujemy je publiczności. Ale „at the end of the day” nie chodzi przecież o twórców, ale o obraz, opowieść. W tym wypadku o opowieść o zapomnianej roli Polaków w bitwie pod Arnhem.

Bardzo dziękuję Państwu za obecność. Jednocześnie chciałbym podziękować wszystkim, którzy pomogli mi przygotować ten dokument.

Geertjan Lassche
(tłumaczenie: Małgorzata Diederen-Woźniak)

Opublikowane w portalu Polonia.NL 02.02.2007