4,5 dnia – tyle czasu przeciętnie spędza pacjent w holenderskim szpitalu. To najkrócej w Europie. W Niderlandach chorego w szpitalu się leczy, ale już nie „przechowuje”. Terapia jest kontynuowana w domu i to nawet w przypadku poważnych schorzeń.
Najnowszy raport Eurostatu – europejskiego urzędu statystycznego – nie pozostawia wątpliwości. Pobyt pacjenta w szpitalu w Holandii jest najkrótszy pośród państw naszego kontynentu i wynosi przeciętnie 4,5 dnia. Dla porównania, w Polsce ten czas to 7,2 dnia, w Niemczech – 9 dni.
Dom najlepszym szpitalem
Holendrzy uważają, że im krótszy pobyt pacjenta w szpitalu, tym dla niego lepiej. I taniej dla całego systemu. Wykorzystują więc najnowsze techniki i procedury medyczne, sprzyjające jak najszybszemu kontynuowaniu leczenia w domu chorego.
Przykładowo – wycięcie pełnego kamieni woreczka żółciowego, operacja łękotki w kolanie, usunięcie zaćmy i wstawienie nowej soczewki w oku – to wszystko tutaj trwa najczęściej jeden dzień. Rano operacja, wieczorem wypis.
Co więcej, szpitale wciąż pracują nad możliwościami skrócenia czasu pobytu pacjentów w ich murach. Chemioterapia w leczeniu niektórych postaci nowotworów, prowadzona jest nie w szpitalu, ale w domu chorego.
Polecamy: Szpitale w Holandii: Sprawdź zanim zachorujesz
Osoby z niewydolności serca są zdalnie monitorowane za pomocą urządzeń podłączanych do sieci. To samo dotyczy cukrzyków. Nawet w przypadkach cierpiących na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP) część terapii odbywa się online w domu.
Dopiero bardziej skomplikowane leczenie jest prowadzone w szpitalu. Co można zrobić w miejscu, gdzie pacjent mieszka, tam się to robi.
Ubezpieczalnia liczy koszty. I wymaga
W przeciwieństwie do rozwiązań obowiązujących w Polsce, w których całość systemu nadzoruje Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ), w Holandii oceną jakości pracy szpitali zajmują się towarzystwa ubezpieczeniowe.
Polecamy: Holandia: Holandia: Polisy zdrowotne – warto zmienić ubezpieczyciela
Co sprawdzają niderlandzcy ubezpieczyciele? Przede wszystkim efektywność pracy tych placówek, czyli jak szybko pacjenci wracają do zdrowia, zakres opieki i jej jakość, czas oczekiwania np. na diagnostykę, jak również przestrzeganie praw pacjentów.
Dlaczego to zadanie spadło na firmy ubezpieczeniowe? Dlatego, że cała holenderska służba zdrowia została sprywatyzowana i działa na pełnych zasadach rynkowych od 2006 r.
To sprawia, że ubezpieczyciel, płacący za usługi, liczy koszty oraz monitoruje, na co i jak są wydawane pieniądze ze składek osób ubezpieczonych. Tu nie ma miejsca na marnotrawstwo.
Szpital może zbankrutować
Dostępność szpitali i łóżek dla chorych jest w Holandii bardzo wysoka. Można powiedzieć, że właściwie każdy mieszkający w tym kraju ma blisko do szpitala.
Co jednak ważne – na pierwszym miejscu stawiana jest efektywność, a nie odległość, dlatego czasem chory musi do szpitala dojeżdżać trochę dalej. Nie każda lecznica oferuje wszystko w pełnym zakresie.
Szpitale, w których opieka, według towarzystw ubezpieczeniowych, jest na najniższym poziomie, wypadają z pola ich zainteresowań, a chorzy nie są do nich kierowani. To może być przyczyną bankructwa. W zeszłym roku dotknęło to szpital MC Slotervaart w Amsterdamie.
Za dużo rynku w rynku zdrowia?
Opieka zdrowotna w Holandii jest droga – dotyczy to zarówno wysokości miesięcznej składki, jak i tzw. eigen risico (ryzyko własne – w 2019 r. to 385 euro)), które trzeba zapłacić, gdy tylko w jakikolwiek sposób skorzysta się z usług szpitala (chociażby tylko diagnostycznych). Świadomość kosztów ma tutaj każdy mieszkaniec kraju.
Polecamy: Trafiasz do lekarza i… dziwisz się na każdym kroku
Holenderskie towarzystwa ubezpieczeniowe są prywatne, ale nie mogą osiągać zysku. Każdy ubezpieczony sam sobie wybiera firmę i polisę. Podstawowa jest obowiązkowa dla wszystkich, rozszerzoną wykupują osoby bardziej zamożne.
Coraz głośniej jednak słychać już głosy, np. ze strony holenderskiego stowarzyszenia szpitali (Nederlandse Vereniging van Ziekenhuizen – NVZ) oraz organizacji pacjentów, że dążenie do optymalizacji (czytaj – obniżenia) kosztów leczenia szpitalnego i pospieszne odsyłanie pacjentów do domu, nie w każdym przypadku jest dla tych ostatnich korzystne.
O tym, że należy ograniczyć działanie „niewidzialnej ręki rynku” na rynku usług medycznych, mówił już ostatnio nawet holenderski minister zdrowia. Wskazał na konieczność przyjrzenia się całemu systemowi i wypracowania nowych zasad działania. Rozmowy w tej sprawie już się toczą.
Bo koszty leczenia rosną (a wraz z nimi corocznie składka na ubezpieczenie), a przyciśnięte do finansowej ściany szpitale, którym obcina się pieniądze na leczenie chorych, wysyłają ich jak najszybciej do domu. Pacjent szpitalny jest bowiem dla systemu znacznie droższy od pacjenta domowego.
>> Zapraszamy do wyszukiwania interesujących tematów w naszym archiwum (pole wyszukiwarki). Zawiera mnóstwo cennych informacji, na tyle, że artykuły publikowane na portalu Polonia.nl są archiwizowane przez Królewską Bibliotekę w Hadze jako dziedzictwo cyfrowe Holandii <<