Mamy marzenia i plany. Ciężko pracujemy. Włączamy się w życie społeczności lokalnej, choć na swój sposób. Jesteśmy trochę zamknięci, ale nie nieprzystępni. Integrujemy się i chcemy zostać w Holandii. Niderlandzki fotograf przez rok obserwował codzienność polskich migrantów w Tilburgu, Andijk i Budel. Co zobaczył? Czy było to zgodne ze stereotypami na nasz temat?
– Coraz bardziej ich widać, zakładają firmy, mają własne grupy skupione wokół kościoła katolickiego, tworzą drużyny piłkarskie. Zaczynają kupować domy w Holandii, bo większość z nich planuje sprowadzić tu rodziny i się osiedlić – opowiada o Polakach Ton Toemen.
Niderlandzki fotograf przez rok obserwował społeczność polskich migrantów w Tilburgu, Andijk i Budel. To, co zobaczył i jakie wyciągnął wnioski ze swoich obserwacji, opisuje na łamach gazety „Trouw”.
Polecamy artykuły z kategorii Polacy w NL
Bohaterami jego zdjęć i opowieści są m.in. pracownicy polskiej piekarni, kasjerka w polskim sklepie spożywczym, robotnicy sezonowi w ogrodnictwie, fryzjerka, dentystka, kierownik marketu. Czy wpisują się w stereotypy o Polakach, krążące wśród Holendrów?
Piją i są uciążliwi?
Nic z tych rzeczy. Toemen zobaczył ludzi, którzy przyjeżdżają do Holandii nie po to, żeby szybko zarobić i wrócić do Polski, ale mają pomysł na życie, chcą tu zostać i wymagają lepszych warunków pracy. Nie czują się gorsi.
Z jednej strony Polacy tworzą zamkniętą społeczność, ale z drugiej – poprzez swoje zaangażowanie, np. we wspólnotę kościelną lub klub piłkarski – potrafią przywrócić do życia coś, co wcześniej chyliło się ku upadkowi. I co służy wszystkim, nie tylko Polakom.
Chleb, twaróg i kiełbasa z Polski
Michał – kierownik największego polskiego sklepu „Zapolski” w Tilburgu, opowiada niderlandzkiemu fotografowi, że Polakom nie smakuje holenderski twaróg, chleb jest „niezjadliwy”, podobnie jak kiełbasa. Mają swoje kulinarne przyzwyczajenia. I dlatego przychodzą do jego delikatesów, gdzie to wszystko kupią. A do tego i pierogi z grzybami się znajdą, i dobre polskie piwo też.
Polecamy: Polski ksiądz popularny wśród Holendrów
W tym mieście działa też inny polski sklep, w którym oprócz żywności, Polacy znajdują krajową prasę i dobrze znane, popularne medykamenty. Klientami są przede wszystkim nasi ludzie, Holendrzy zaglądają tu rzadko.
Strzyżenie na krótko, zęby zepsute
Polski fryzjer w Tilburgu – David & Co – nie narzeka na brak stałych klientów. Ma ich ponad 3.000, a działa dopiero od 4 lat. Fryzura i dbałość o włosy to domena polskich kobiet, mężczyźni preferują strzyżenie na krótko, tak wygodniej.
>> Zapraszamy do wyszukiwania interesujących tematów w naszym archiwum (pole wyszukiwarki). Zawiera mnóstwo cennych informacji, na tyle, że artykuły publikowane na portalu Polonia.nl są archiwizowane przez Królewską Bibliotekę w Hadze jako dziedzictwo cyfrowe Holandii <<
Adrian, właściciel tego biznesu zauważył jednak, że i Holendrzy („wolą dłuższe włosy”) zaczynają odwiedzać jego salon, dlatego postanowił pójść w kierunku bardziej międzynarodowego wizerunku (inna nazwa, brak polskiej flagi), co ułatwia mu fakt, że on i jego pracownicy dobrze mówią po niderlandzku. Ma ambicje i plany rozwoju salonu.
34-letnia właścicielka gabinetu stomatologii Happy Dental (działa od 2 lat) – Urszula i jej mąż Eryk – opowiadają Toemenowi o różnicach w podejściu Holendrów i Polaków do dbałości o zęby. Mają porównanie, bo na 2.000 pacjentów, którzy odwiedzili ich praktykę, 10 proc. to właśnie Holendrzy.
Polecamy: „Nie w moim ogrodzie!” Holandia nie radzi sobie z imigracją zarobkową
– Nasi ludzie przychodzą do dentysty zwykle wtedy, gdy ząb jest dziurawy i boli. Nie są przyzwyczajeni do dbania o uzębienie, dominuje strach przed dentystą jeszcze z minionej epoki. Często u nas proszą tylko o coś, żeby nie bolało, a bardziej skomplikowane leczenie kontynuują w Polsce, gdzie te usługi są znacznie tańsze – opowiada dentystka na łamach gazety „Trouw”.
Gabinet się rozrasta, bo rośnie liczba pacjentów, także Holendrów. Właściciele z chęcią widzieliby u siebie jeszcze jednego polskiego stomatologa.
Polski orły ratują drużynę
Klub piłkarski K.S. Broekhoven z Tilburga, zanim w 2010 r. pojawili się tam polscy chłopcy chcący grać futbol, chylił się ku upadkowi. Nasi młodzi piłkarze założyli drużynę White Eagles i klub się uratował.
Rożne potem były jego koleje, ale dzisiaj, dzięki powstaniu Fundacji White Eagles, w całej Holandii działa 14 polskich klubów piłkarskich. I osiągają coraz lepsze wyniki.
Dzięki Polakom, w Tilburgu przetrwał też kościół, który przed ich osiedleniem się w tej gminie świecił pustkami. Teraz się zapełnił, ma kto chodzić na msze, grać na organach, są ministranci.
Nie chcą tymczasowości
Ton Toemen opowiada na łamach „Trouw”, że według jego obserwacji, coraz więcej Polaków w Holandii nie chce ani tymczasowej pracy, ani tymczasowych umów. Wymagają więcej, chcą także lepiej mieszkać.
W jednej z agencji pośrednictwa pracy zatrudniającej Polaków, z którą rozmawiał niderlandzki fotograf, jeszcze 5 lat temu 80 proc. stanowili pracownicy sezonowi na kontraktach typu flex, dzisiaj to zaledwie 20 proc.
Odchodzi w przeszłość gotowość polskich migrantów do spania na kempingach, w barakach, w fatalnych warunkach. Już coraz mniej osób nastawia się na szybki zarobek i powrót do Polski. Teraz chcą płacy i pracy na tych samych zasadach, jakie obowiązują Holendrów. Planują zostać w tym kraju, o powrocie do ojczyzny większość nie myśli.