My – Polacy zdobyliśmy tytuł mistrza świata w narzekaniu, ale i Holendrzy to nie wyłącznie cool-ludzie i ponarzekać też sobie lubią. Wiesz, co jest największym utrapieniem Holendrów? Nic na gębę lub co-się-komu-wydaje. Rzecz sprawdzono rzetelnie, wykonując badania.
Znacie już chyba niderlandzkie słowo overlast. W zbiorowej pamięci utkwiła nam fraza overlast van Polen, czyli kłopoty z polskimi sąsiadami. A co faktycznie jest największym utrapieniem Holendrów? Rzecz sprawdzono po niderlandzku, solidnie.
Polecamy artykuły z kategorii Ludzie
Od 2012 r. holenderski Główny Urząd Statystyczny (CBS) co dwa lata przeprowadza Veiligheidsmonitor, czyli monitoring poczucia bezpieczeństwa mieszkańców Holandii. Jest to krajowe badanie ankietowe na grupie 150.000 Holendrów w wieku powyżej 15 lat. Badacze pytają w nim także, co mieszkańcom najbardziej przeszkadza w ich bezpośrednim otoczeniu (albo sąsiedztwie), tj. z czym należy zrobić porządek w pierwszej kolejności.
I co pokazał najnowszy monitor za rok 2017?
Kierowcy z ambicjami Maxa Verstappena, psie kupy na chodnikach oraz nieustająca pogoń za miejscem parkingowym – oto trzy główne bolączki Holendrów.
Mandaty im niestraszne
Holendrów w samochodach najwyraźniej ponosi ułańska fantazja, nieraz prowadząca do poważnego drenażu kieszeni poprzez mandaty. Czyżby zapominali za kółkiem o przypisywanym im skąpstwie?
Zamiłowanie mieszkańców Niderlandów do płacenia mandatów musi być wielkie, skoro ponad jedna czwarta badanych we wspomnianej ankiecie narzeka na notoryczne przekraczanie prędkości przez kierowców. I z tym należy zrobić porządek w pierwszej kolejności! – nawołują narzekający.
Czym grożą w Holandii drogowe ambicje równe planom Maxa Verstappena pisaliśmy w tym artykule
Nonszalanckie, ujmijmy to oględnie, podejście do limitu prędkości, szczególnie w terenie zabudowanym, uplasowało się zdecydowanie na pierwszym miejscu holenderskich powodów do narzekania.
Na trzecim miejscu (o drugiej pozycji będzie za chwilę) w tym swoistym rankingu – czemu to nas nie zaskakuje? – znajdujemy utyskiwania na brak miejsc parkingowych.
To bolączka nr 1 mieszkańców dużych miast. Kto choć raz próbował znaleźć miejsce na postój bliżej centrum Amsterdamu, Utrechtu lub Rotterdamu, ten doskonale rozumie narzekających Holendrów.
W kupie problem
Holendrzy lubią swój szykownie ułożony, jak w bombonierce, mały i czysty kraj. Trudno się więc dziwić, że psie kupy zasychające w miejscach publicznych są dla nich nie do zniesienia.
Polecamy artykuły z kategorii Must read
Ten problem znalazł się w rankingu narzekań na zaszczytnym drugim miejscu. Jedna osoba na pięć pytanych przez ankieterów wskazuje na palącą konieczność walki z psią kupą.
Psy w Holandii otaczane są wielką miłością. Jest ich tu, podobnie zresztą jak w Polsce, całe mnóstwo. W każdym sklepie dla zwierząt dostaniecie taniutkie honden poepzakjes, często perfumowane i biodegradowalne, więc problemu nie powinno być. A jest kupa.
Różnice regionalne
Mieszkańcy Niderlandów dzielą się na narzekających w stylu miejskim i prowincjonalnie-wiejskim. Tu badanie pokazuje różnice preferencji narzekaczy.
Ci pierwsi, obok braku miejsc parkingowych, utyskują na śmieci na ulicach i w ogóle problem z czystością dużych aglomeracji. Tak odpowiedziało aż 27 proc. amsterdamczyków (ale np. tylko 4 proc. mieszkańców gminy Westland).
Narzekający w stylu prowincjonalno-wiejskim natomiast chcą walki z kierowcami uprawiającymi rajdy wąskimi uliczkami ich zadbanych miasteczek (np. w Emmen chce tego 34 proc. ankietowanych), a także – dobrze się domyślacie – nauczenia właścicieli psów sprzątania kup ich pupili. Tak narzekają Holendrzy żyjący w miejscowościach poniżej 70.000 mieszkańców.
W Brabancji i Limburgii z kolei, szczególnie w przygranicznych gminach, mieszkańcy narzekają na problemy z handlem narkotykami. Bo tam kwitnie tzw. turystyka narkotykowa.
W Amsterdamie i gminie Haarlemmermeer mieszkańcy chcieliby zaś zrobienia porządku z młodymi ludźmi, którzy głośno się bawią, zakłócają ciszę nocną, śmiecą i piją.
Zdecydowanie najmniej licznie Holendrzy narzekają na wandali bazgrających po murach swoje dzieła (graffiti), agresję na ulicach (napady, zaczepki itp.), pijaczków plączących się w miejscach publicznych, głośną i uciążliwą działalność lokali gastronomicznych.
Musicie przyznać – przy naszym, polskim, jakże bogatym, repertuarze narzekania, to Holendrzy wypadają bardzo marnie i mogą się wiele od nas nauczyć. 🙂
Fot. Pixabay