ula-w-holandii
 
„Szkoła przetrwania” tak autorka nazywa swój roczny pobyt w stolicy Holandii a siebie – naiwnym Kopciuszkiem.
Nie jest to jednak typowa relacja o perypetiach młodej Polki szukającej pracy.
 

 

 

RECENZJA

„Ula w Holandii” to autobiograficzna opowieść o przeżyciach młodej emigrantki Uli Nowakowskiej.

Do Amsterdamu
Ula kończy pracę w kancelarii adwokackiej w Warszawie. Chce rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Przyjeżdża do Amsterdamu na zaproszenie znajomej Małgosi. Dzielą jeden pokój. Ula szuka pracy. Jest ambitna, uczy się niderlandzkiego najpierw od Małgosi, potem na kursach językowych, w tym dla tłumaczy sądowych.

Z trudem znajduje pracę w barze i szybko ją traci, ponieważ nie stawiła się do pracy na czas – zaspała. Nie znajduje ciekawych dla siebie ofert pracy w agencjach pośrednictwa pracy. Nie każda praca „doświadczonej prawniczce z Polski” odpowiada. A na odwiedzenie dużych agencji brakuje jej odwagi.

Naiwny Kopciuszek
Przez przypadek na tablicy ogłoszeń znajduje pracę dorywczą… w partii politycznej. W okresie przedwyborczym roznosi ulotki. Partia wygrywa wybory i będzie współtworzyć nowy rząd Holandii. A Ula ponownie jest bez pracy i bez środków na utrzymanie.

W biurze partii jej nie zatrudnią ze względu na nieadekwatną znajomość niderlandzkiego. Czuje się jak naiwny Kopciuszek. W Polsce w kancelarii adwokackiej chwalono ją za znajomość angielskiego, a w Holandii bez niderlandzkiego ani rusz.

Roczna przygoda w Amsterdamie kończy się, kiedy do znajomej Małgosi wprowadza się nowa miłość a Ula traci dach nad głową. Wraca do kraju.

Ula i Małgosia
Opowieść napisana w formie pamiętnika ma pewną wartość poznawczą o życiu na emigracji. Pokazuje młodą Polkę – „Ulę bidulę” jak mawia jej znajoma Małgosia – zagubioną w nowym świecie. Ula jest ciekawa nowego świata, pilnie go obserwuje, uczy się nowych zachowań – otwartości, asertywności, zgłębia język niderlandzki. Mimo dobrych chęci, Ula nie radzi sobie w obcym kraju.

Małgosia, druga migrantka, współlokatorka Uli, jest przykładem sukcesu na emigracji. Mieszka od ponad 10 lat w Holandii, nie mówi o emigracji a o swojej „karierze niderlandzkiej”. Przygotowuje się do pracy w korporacji holenderskiej. Jej mieszkanie a raczej jeden pokój – jest dla niej noclegownią, ciągle pracuje, rano i wieczorem. Tak widzi to Ula, która większość czasu spędza samotnie w domu Małgosi.

Głęboka woda
Amsterdamski pamiętnik Uli pokazuje, że samodzielny pobyt w obcym kraju wymaga od emigranta dużo dyscypliny, samozaparcia, wiary w siebie i kosztuje wiele wyrzeczeń.

Każdy emigrant, jak Ula i Małgosia, jest rzucony na głęboką wodę. Musi być elastyczny, szybko łapać każdy powiew wiatru w żagle, odważnie zmieniać kurs, by płynąć dalej. A do dobrej nawigacji trzeba szybko uczyć się języka. Znajomość języka zwiększa szanse na lepszą prace i awans, zamianę łódki na jacht.

Trzeba mieć także pod ręką liczne koła ratunkowe. Najważniejsze są tu znajomości i kontakty z ludźmi, którzy pomogą radą czy wskazówkami o tym, jak odnaleźć się w nowym kraju. Inaczej jest się samotnym żeglarzem na wielkim oceanie. Dlatego Małgosi się powiodło.

Ostra jazda jak na rollercoasterze
Zwłaszcza pierwszy okres pobytu jest ekspresową szkołą życia. To ostra jazda jak na rollercoasterze z licznymi wzlotami i upadkami. Żyje się w zawieszeniu. W tym okresie dochodzi do konfrontacji z innym krajem, kulturą i językiem, do zderzenia z Polską, z rodziną i znajomymi w kraju a także ze samym sobą.

Pobyt w Amsterdamie wzbogacił autorkę Ulę w nowe doświadczenia. Były to na tyle mocne przeżycia, że opisała je w pamiętniku. Nie były to bynajmniej perypetie związane z pracą. Była wnikliwym obserwatorem odmienności zachowań Holendrów i Polaków, odmiennego patrzenia na świat. Dzięki temu poznała lepiej siebie. I chciała się zmieniać, stosowała pozytywne afirmacje.

Różnice kulturowe
Ulę zafascynowały różnice kulturowe. O tym świadczą liczne wyrażenia holenderskie, które sobie przyswoiła.

Niektórym z nich zadedykowała w pamiętniku kilka epizodów z pobytu w Amsterdamie. Jak ten pod tytułem „Doe maar niet zo gek!” („Nie dajmy się zwariować!” lub „Nie szalej!”). Oznacza to: nie dajmy się ponieść emocjom, nic wielkiego się nie stało czyli zachowuj się normalnie. Takie konstruktywne podejście oddaje holenderski pragmatyzm.

Ula spontanicznie kieruje się nim po przylocie na Święta do Warszawy. Emocje rosną, zagubił się jej bagaż, ale przypomina sobie, że w bagażu podręcznym ma prezent świąteczny dla mamy. I mówi do siebie „Doe maar niet zo gek!”.

Ocena książki
Do rąk czytelnika trafia nietuiznkowy pamiętnik emigrantki. Wątek różnic kulturowych jest największym atutem tej książeczki, pozwala nowym i przyszłym emigrantom lepiej zrozumieć proces adaptacji w nowym kraju. Jeśli Ula wróci do Holandii – a taki ma zamiar – radzȩ ten wątek rozwijać.

Autorka ma pewien talent pisarski, relacje są żywo i barwnie napisane. Książka ma ciekawą kompozycję, lecz poprawność językowa tekstów pozostawia wiele do życzenia. Szkoda, że wydawnictwo nie zadbało o redakcjȩ i korektę pamiętnika. Ta pozycja jest tego warta, a czytelnicy zapewne też to docenią.

Autor recenzji:

Małgorzata Bos-Karczewska – redaktor naczelna portalu Polonii holenderskiej Polonia.nl, publicysta, ekonomista i ekspert w Holandii od polskiej migracji zarobkowej.
Mieszka w Holandii o 1980 r. Po studiach ekonomii na Uniwersytecie Amsterdamskim, zajęła się dziennikarstwem w 1990 r., pisząc najpierw dla gazety holenderskiej de Volkskrant, potem była korespondentem Rzeczpospolitej w Holandii. Od 2000 r. prowadzi portal Polonia.nl. Komentuje wydarzenia w Polsce w mediach holenderskich. Jej losy na emigracji w Holandii zostały opisane w niderlandzkiej książce „„Sto lat tęsknoty. Historia Polaków w Holandii” (2012).

Opublikowane na portalu Polonia.NL 27.06.2013
– Wydawca portalu: STEP – Stowarzyszenie Ekspertów Polskich w Holandii. Czytaj o nas

Odwiedź nas w sieci:

Facebookbądź na bieżąco, komentuj nasze wpisy
Twitterśledź nas na Twitterze
Lubisz nas? Kliknij ikonę Facebook w prawym górnym rogu strony