Zdj. ze strony Politie.nl

Po 3 dniach gwałtownych zamieszek połączonych z grabieżą i dewastacją mienia, do Holandii wraca spokój. Ostra reakcja władz, masowa obecność policji w miastach, oburzenie i presja społeczeństwa zadziałały. Jak na razie – z pewnym sukcesem.

Przez kilka ostatnich dni Holandia była areną gwałtownych, brutalnych zamieszek, w których młodzi ludzie na ulicach miast niszczyli mienie, grabili sklepy, dochodziło także do walk z policją.

Więcej o tych wydarzeniach pisaliśmy w tekście Holandia zaskoczona skalą agresji. Największe zamieszki od 40 lat

Spokój wraca na ulice miast

Szybka i zdecydowana reakcja władz, mobilizacja sił porządkowych sprawiła, że po kilku dniach starć spokój wraca na ulice holenderskich miast. Jak dotąd, bilans jest poważny dla uczestników zamieszek.

W ciągu trzech dni rozruchów policja zatrzymała około 500 osób. A to z pewnością nie koniec, bo zatrzymania trwają. Policja publikuje zdjęcia uczestników zamieszek i zwraca się do świadków o nadsyłanie zdjęć i filmów ułatwiających identyfikację sprawców. Uruchomiono w tym celu specjalną stronę internetową.

Polecamy: Wszystko o godzinie policyjnej w Holandii. Jakie dokumenty potrzebne, by uniknąć kary 95 euro

Uczestnicy tych zamieszek, a także ci, którzy do nich podżegali głównie za pomocą mediów społecznościowych, muszą liczyć się z wysokimi grzywnami, koniecznością zwrotu kosztów szkód, a także – w niektórych przypadkach – karą więzienia.

Odzew Holendrów, oburzonych zachowaniem uczestników zamieszek, którzy niszczyli mienie publiczne, plądrowali sklepy, podpalali samochody itp., jest ogromny. Nie ma tu przyzwolenia na takie występki.

Pierwsi awanturnicy przed sądem

W sprawach związanych z zamieszkami została zastosowana bardzo szybka ścieżka postępowania, na której końcu są dotkliwe kary dla sprawców tych czynów. Chodzi o efekt zniechęcenia i odstraszenia tych, którzy chcieliby powtórki niedawnych burd.

Poniżej przedstawiamy kilka przykładów, jak ta szybka ścieżka postępowania wobec sprawców działa w praktyce.

Polecamy: Holandia: Nie podróżuj! A jeśli musisz – sprawdź nowe rygory, w tym szybki test od 23 stycznia

35-letni mężczyzna z Bavel został w środę skazany przez sędziego w Bredzie na cztery miesiące więzienia (z czego dwa miesiące w zawieszeniu) za podżeganie do zamieszek i przemoc wobec policjantów.

Skazany mężczyzna napisał w ubiegłą niedzielę na swojej stronie na Facebooku: „Każdy, kto jest przeciwko godzinie policyjnej (avondklok), niech przyjdzie wieczorem na Tuinzigtplein. Precz z godziną policyjną, precz z Rutte”.

19-letni uczestnik zamieszek, mieszkaniec Hagi, został wczoraj skazany na dwa miesiące więzienia za rzucanie kamieniami w policyjny samochód w Schilderswijk (dzielnica miasta).

W Middelburgu i Bredzie sądy skazały pięciu mężczyzn na kary pozbawienia wolności za podżeganie do zamieszek, jak również łamanie zasad godziny policyjnej.

Sędziowie w Amsterdamie (i także ponownie w Middelburgu) skazali kilku uczestników zamieszek za prowokacyjne teksty w mediach społecznościowych oraz agresję wobec policjantów (obrzucenie auta służb kamieniami wyrwanymi z bruku).

Jeden z tych skazanych, 18-latek z Goes, zachęcał u siebie na Facebooku do wyjścia na ulicę podczas godziny policyjnej.

Bolesne uderzenie sprawców po kieszeni – wysokie grzywny

Zarówno uczestnicy zamieszek, jak i ich rodzice (w rozruchach brało udział wielu nastolatków i nieletnich) zostali uprzedzeni o tym, że władze dołożą wszelkich starań, ażeby odzyskać od nich rekompensatę za wyrządzone szkody.

Dotyczy to zarówno sprawców, niezależnie od wieku, jak i ich rodziców. Wymiar sprawiedliwości ostrzegł już, że nastolatki muszą liczyć się np. z utratą drogiego skutera lub innego przedmiotu o wyższej wartości.

Już w środę prokuratura w Brabancji Północnej udostępniła zdjęcie czarnego samochodu umieszczonego na lawecie. „Kilka kont bankowych już zostało zablokowanych, rozpoczęliśmy także przejmowanie mienia sprawców, takiego jak np. ten samochód” – napisał prokurator w objaśnieniu do zdjęcia.

Osoby poszkodowane w zamieszkach, np. właściciele zdemolowanych i okradzionych sklepów, są proszeni o zgłaszanie tego faktu na policję. Po oszacowaniu wysokości wszystkich szkód, ich spłata zostanie solidarnie podzielona pomiędzy osoby skazane za uczestnictwo w rozruchach.

Co więcej, rzecznik prokuratury poinformował, że za szkody wyrządzone przez nieletnich płacić będą ich rodzice. Też solidarnie.

Holendrzy reagują, pomoc płynie z różnych stron

Mieszkańcy Niderlandów na zamieszki zareagowali oburzeniem, ale szybko górę wzięło poczucie solidarności z poszkodowanymi. Wiele osób wsparło służby porządkowe w sprzątaniu zdemolowanych ulic miast.

Właściciele sklepów, którzy zostali szczególnie silnie dotknięci rozruchami, otrzymywali kwiaty i wyrazy solidarności. W internecie ruszyły także zbiórki pieniędzy dla tych osób na pomoc w odbudowie biznesu.

Przedsiębiorcy w Eindhoven postanowili kupić i przekazać nowy fortepian stacji kolejowej w tym mieście (dworzec jest z niego słynny), który podczas zamieszek został zniszczony.

Zmobilizowali się nawet kibice drużyn piłkarskich, którzy raczej nie słyną z łagodnych zachowań.

Dla przykładu, fani MVV Maastricht przemaszerowali w dużej liczbie głównymi ulicami manifestując sprzeciw wobec dewastacji i deklarując gotowość ochrony ich miasta. Podobnie zareagowali fani klubów piłkarskich z Alkmaar, Tilburga i Nijmegen.

Nawet rolnicy zrzeszeni w nieprzychylnym rządowi Farmers Defense Force (jesienią brali udział w ostrych protestach przeciwko polityce gabinetu premiera Rutte), zgłosili chęć ochrony miast.

W Zwolle i Doetinchem grupy farmerów zgłosiły się na policję z propozycją, że mogą zablokować ciągnikami rolniczymi wszystkie drogi dojazdowe do tych miast i tym samym odstraszyć chętnych do wzniecania burd.

Utrzymanie porządku – zadaniem policji

Deklaracje pomocy w utrzymaniu porządku ze strony kibiców sportowych i rolników, to bardzo sympatyczne, ale jednak kontrowersyjne gesty.

„Utrzymanie porządku to zadanie sił policyjnych. Ludzie nie mogą brać tej sprawy we własne ręce, tworzyć jakichś specjalnych grup, jak to się dzieje w przypadku niektórych najbardziej dotkniętych zamieszkami dzielnic miast” – powiedział gazecie „Volkskrant” Jerôme Lam, naukowiec z Akademii Policyjnej.

Geert Wilders (lider PVV) zaś postulował podczas debaty w parlamencie, żeby policję wsparło wojsko w celu „walki z hołotą”. Zdaniem tego polityka, niektórych uczestników zajść należy nawet wydalić z kraju.

Według Wildersa, policja nie daje sobie rady, a migranci – głównie Marokańczycy i Turcy – to kryminaliści. „Holandia nie może być drugim Libanem (gdzie trwa wojna domowa – przyp. red.)” – powiedział polityk w środę w parlamencie. Wniosku poselskiego o włączenie wojska nie wycofał, podobnie jak swoich słów dotyczących minionych wydarzeń w Holandii.

“My tu jesteśmy panami” – twierdzi Wilders, na zamieszkach i frustracji młodych z powodu skutków pandemii koronawirusa próbując zbijać kapitał polityczny.

Kampania wyborcza już się na dobre rozpoczęła. Wybory zaplanowane są na 17 marca.

Dialog z młodymi ludźmi

Bardzo charakterystyczne dla sytuacji kryzysowych w Holandii jest szybkie budowanie mostów porozumienia i dialogu. Widać to i teraz, po fali brutalnych zamieszek w miastach.

Policjanci, głównie dzielnicowi oraz opiekunowie młodzieży (jeugdwerker) z organizacji gminnych nawiązują kontakt z młodymi chłopakami, często nastolatkami i zaczynają z nimi rozmawiać. Chodzi o to, żeby zapobiec kolejnym rozruchom.

Willem Woelders – szef holenderskiej policji powiedział, że ostatnio po godz. 21.00 (wtedy zaczyna się avondklok) nadal na ulicy znajdowały się grupki młodych mężczyzn i chłopców. Tak było np. w Hadze, Amsterdamie, Rotterdamie i Groningen.

Do tych grupek podchodzili policjanci, często w towarzystwie mieszkańców, którzy sami są rodzicami i rozmawiali z młodzieżą. Skutkowało to rozejściem się tych grup do domów.

Zdaniem Woeldersa, we współpracy z władzami samorządowymi i rodzicami, tego typu wczesne interwencje policji są także efektywne.

Autorki: Ewa Grochowska i Małgorzata Bos-Karczewska