Ich ojcowie wyzwolili Bredę i północną Holandię. Po wojnie zaczęli tutaj życie od nowa. Przez lata całun zapomnienia okrywał polskich wyzwolicieli Bredy. Dopiero upadek muru berlińskiego i akcesja Polski do UE przywróciła Holandii pamięć o maczkowcach. Rozmawiamy z Holendrami – dziećmi żołnierzy gen. Maczka – o ich bohaterskich ojcach.
Są dzisiaj 70-latkami. To drugie pokolenie – dzieci żołnierzy 1. Dywizji Pancernej generała Maczka. Matki Holenderki to dziewczyny z Bredy i okolic, zakochane po uszy w alianckich żołnierzach z naszywkami „Poland”.
Teraz, kiedy powstaje Miejsce Pamięci Generała Maczka w Bredzie (tzw. Maczek Memorial), czują się w końcu docenieni i zauważeni. Ich dzieci chcą poznać swoje polskie korzenie oraz przedwojenne i wojenne losy polskich wyzwolicieli Bredy – ich dziadków.
Mentalny kac
To pobrzmiewa we wszystkich rozmowach. Ojcowie mało opowiadali o swojej przeszłości, o tym, co ich spotkało. Może nie znajdowali słów na to, by opisać ich gorycz i smutek. Rany musiały się zagoić, choć holenderska rodzina nie zawsze zdawała sobie sprawę z potrzasku, w jakim przyszło żyć ich mężom i ojcom.
Musieli mieć porządnego mentalnego kaca.
„Zaraz po upadku Powstania Warszawskiego (2 października 1944 r. – przyp. MBK), ruszyli wyzwalać Holandię. Po wyzwoleniu Bredy, w lutym 1945 r. dowiedzieli się, że Zachód w Jałcie sprzedał Sowietom Polskę. Aliantom zależało na Sowietach, by ci od wschodu pokonali Niemcy faszystowskie” – mówi Frans Ruczynski i dobitnie stuka kilkakrotnie dłonią w blat stołu.
Po wojnie ich współtowarzysze broni – żołnierze Amerykanie i Kanadyjczycy – wracali do siebie i byli witani jako bohaterowie II wojny światowej. Los maczkowców był całkowicie odmienny – tragiczny.
„Dla tych Polaków wojna się nie skończyła w maju 1945 r. Chcieli dalej walczyć o niepodległa Polskę. Brytyjczycy rozwiązali jednostronnie Polskie Siły Zbrodnie i każdy musiał się sam ratować” – mówi Ruczynski.
Bohaterami pozostali sami dla siebie.
Po wojnie część wróciła z okupowanych Niemiec do Wielkiej Brytanii, do Korpusu Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia powstał w 1946 r., przeznaczony dla przysposobienia zdemobilizowanych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych (PSZ) do życia cywilnego i rozmieszczenia ich na terytorium Wielkiej Brytanii lub poza jej granicami.
Brytyjczycy oferowali żołnierzom szkolenia, np. do zawodu kucharza. Część wyjechała za ocean, część wróciła do Polski.
Polecamy: „Dziękujemy Wam Polacy”. Wędrówka po Bredzie śladami żołnierzy generała Maczka
Powrót do Bredy – dlaczego?
Po demobilizacji w 1947 r. ok. 400 żołnierzy generała Maczka wróciło od Bredy, do swoich ukochanych dziewczyn lub znajomych holenderskich rodzin. Powrócili do miejsc, gdzie przez pięć miesięcy byli zakwaterowani – od wyzwolenia Bredy 29 października 1944 r. do 6 kwietnia 1945 r., kiedy ruszyła ostatnia ofensywa aliantów na nazistowskie Niemcy.
Ostatecznie ok. 250 byłych żołnierzy z 1. Dywizji Pancernej osiedliło się w Bredzie. 150 wyemigrowało ponownie do Szkocji, gdzie zżyli się z miejscową ludnością przebywając tam w obozach szkoleniowych w latach 1940-44 lub do USA, Kanady albo powrócili do Polski.
Wracali do Polski, bo rodziny ich o to prosiły. Mieli potem problem ze znalezieniem pracy w kraju.
„Znam historię maczkowca, to przyjaciel ojca, który wrócił do Polski i wylądował na Syberii, a inny w więzieniu przez 5 lat” – mówi Frans Ruczynski.
Niektórzy zdemobilizowani żołnierze mieszkali aż do końca życia u swoich holenderskich gospodarzy w Bredzie, jak np. Stefan Adamczyk do 2008 r. u rodziny Van Dijk w Bredzie.
Opowiada mieszkaniec Bredy Jacques Jespers. U Jespersa w domu mieszkał przez 35 lat Kazik Stary, stał się prawdziwym członkiem rodziny. Od niego Jacques nauczył się mówić trochę po polsku.
Nowy start
Wszyscy startowali od zera. Nie znali języka. Mieli, co prawda, żony Holenderki, ale nie mając wykształcenia zdani byli na wykonywanie najcięższych, nisko płatnych prac. Niektórzy pootwierali salony fryzjerskie czy zakłady naprawy rowerów lub restauracje.
Spotykali się w polskim, żołnierskim gronie. Już w 1947 r. założyli Polskie Towarzystwo Katolickie, klub sportowy Cracovia, później liczne zespoły taneczne, jak Mazur, Polonia, Karpacz.
Środowisko było jednak podzielone na „londyńczyków” – odwiedzających polską restaurację „Warschau” (przy Vismarktstraat w Bredzie), prowadzoną przez Janka i Franka Mucharowskich. I drugą grupę, tzw. „warszawską”, bardziej sprzyjającą kontaktom, spotykającą się w kawiarni „Postjager” (także przy Vismarktstraat w Bredzie).
Energetyczny Frans Ruczynski
Atletycznie zbudowany, ponad 70-letni, pełen życiowej energii. Marzy o tym, by w końcu napisać biografię swojego ojca, porucznika w 1. Dywizji Pancernej.
Frans Ruczynski ukończył Akademią Wojskową w Bredzie. Zrobił karierę w siłach lądowych Niderlandów, jest podpułkownikiem w stanie spoczynku. Następna ranga to już generalska.
Od ponad 22 lat jest przewodniczącym Muzeum Generała Maczka w Bredzie. Obecnie cały wolny czas poświęca powstającemu Miejscu Pamięci gen. Maczka (tzw. Maczek Memorial, jak mówią Holendrzy) –
będzie ukoronowaniem prawie 25-letniej pracy społecznej na rzecz popularyzacji w Holandii wiedzy o 1. Dywizji Pancernej.
Spełni się jego najgłębsze marzenie, jak i wielu dzieci maczkowców w Bredzie. Zainteresowanie przeszłością dziadków jest duże. Ta społeczność (holenderskie rodziny żołnierzy 1DP) liczy kilka tysięcy osób w Bredzie.
2 ważne pytania
-
Jakie jest znaczenie Miejsca Pamięci Generała Maczka? – pytam Fransa Ruczynskiego.
„W Holandii nie ma żadnego innego miejsca, gdzie można zapoznać się z rolą Polaków w wyzwalaniu Holandii. Tu powstanie aula, centrum dokumentacji i wystawa. Prawie każdego dnia tuż obok, przed Polskim Wojskowym Cmentarzem, stoją samochody. Polacy z Amsterdamu czy z Niemiec składają kwiaty i zapalają znicze. Przyjeżdżają całe grupy” – mówi.
Polecamy: Otwarcie Memoriału Gen. Maczka w Bredzie dopiero w 2020 r.
Duże jest zainteresowanie nowo przybyłych Polaków, pracujących w Brabancji, losami żołnierzy 1. Dywizji Pancernej w walce o Bredę.
„Powinniśmy być dumni z Polaków, ciężko tutaj pracują. Wspaniale, że chcą poznać polskie karty historii w Bredzie, poznają także wdzięczności mieszkańców Bredy wobec ich wyzwolicieli – żołnierzy generała Maczka. Poczują się przez to pewniej w Holandii” – tłumaczy mi Ruczynski.
2. Na czym polegał sukces wojskowy Maczka w Bredzie?
„Breda była największym miastem wyzwolonym przez 1 Dywizję Pancerną (wtedy liczyła 80 tys. mieszkańców). Generał Maczek użył mało ostrego ognia artyleryjskiego i czołgów. Chciał uchronić miasto od zniszczeń wojennych. Holandia walczyła w tej wojnie po stronie aliantów. Stąd strategia odbijania „ulicy za ulicą”.
Poza tym Niemcy niezbyt zacięcie bronili Bredy. Ich strategiczna linia obrony znajdowała się na północ od Bredy, nad kanałem Mark. Tam stoczono w lutym 1945 r. wielkie boje – w bitwie o Kapelsche Veer zginęło ok. 1200 żołnierzy” – mówi Ruczynski.
Przez Syberię – wnuczka opowiada
Żołnierze 1. Dywizji Pancernej pochodzili z całej Polski – z Galicji, Pomorza, Śląska czy Łodzi. Jedni byli w jej szeregach od samego początku, inni dołączyli po tułaczce przez Syberię, inni dopiero w Normandii.
Przez Syberię przeszedł np. Władysław Cuber czy Henryk Rećko. Rećko z Sokółki na Podlasiu miał 14 lat, kiedy wojska sowieckie zaatakowały Polskę we wrześniu 1939 r. Jego niesamowitą historię opowiada mi – podczas festiwalu 75 lat wolności w Terneuzen – jego wnuczka Floor Snels.
„Z Syberii dziadek dostał się do Władywostoku, po czym uciekł z kolegą przez Afganistan do Iranu, stamtąd do Syrii, Palestyny i Egiptu. Odbył podróż statkiem do Brazylii, a potem do Nowego Jorku, by ostatecznie dotrzeć do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych, do 1. Dywizji Pancernej” – mówi 22-letnia wnuczka Floor.
Ona podtrzymuje pamięć o dziadku Polaku. Podczas pobytu w Dongen (koło Bredy) poznał córkę państwa Snelsów, u których był zakwaterowany. Młodzi się pobrali. „Niedokończona bitwa” – tak nazwała swoją prezentację na tablecie podczas obchodów 75-lecia wyzwolenia Zelandii. Jest artystą-plastykiem.
Byli żołnierze Wehrmachtu – pod pseudonimem w 1DP
Konrad, ojciec Fransa Ruczynskiego, pochodził spod Ostródy, z Zielkowa, gdzie urodził się 4 stycznia 1919 r. Przed I wojną światową to były Prusy.
Miał 20 lat, jak wybuchła wojna, w 1941 r., wraz z atakiem Niemiec na Rosję, rozpoczęło się przymusowe wcielanie do niemieckiej armii młodych Polaków z byłych Prus, do walki na wschodnim froncie.
Konrad został żołnierzem Wehrmachtu, latem 1944 r. wzięty do niewoli w Normandii, przeszedł do Polskich Sił Zbrojnych. Wtedy też polskiemu wojsku brakowało żołnierzy, bo wielu poniosło śmierć. Na dodatek werbowani z armii niemieckiej Polacy otrzymywali tę samą rangę, jaką mieli w wojsku niemieckim.
Ponadto, otrzymywali, jako żołnierze PSZ, także fikcyjne nazwisko, by w przypadku dostania się do niewoli, rodzinie w Polsce nie przysporzyć kłopotów.
„Moje nowe nazwisko to Adamowski” – czytam w zapiskach o ojcu Fransa Ruczynskiego.
„Mój dziadek służył w armii pruskiej podczas I wojny światowej. Podobnie, jak Stanisław Maczek był oficerem w armii austro-węgierskiej podczas tejże wojny” – dodaje mój rozmówca.
Takich Polaków – byłych żołnierzy Werhmachtu w 1DP było znacznie więcej. Szacuje się, że liczba Polaków zwerbowanych do Wehrmachtu wynosiła do pół miliona osób.
Niektórzy do dzisiaj są pochowani pod fikcyjnym nazwiskiem, nawet na cmentarzu w Bredzie. Są to właśnie ci, którzy pochodzili ze Śląska czy Pomorza. Ojciec Roela Nogi z Bredy był z Pomorza, z Pelplina. Służył jako kucharz w armii niemieckiej, a potem w 1. Dywizji Pancernej.
Córka w ciąży
W wyzwolonej już Bredzie rodzice zabraniali córkom kontaktów z żołnierzami alianckimi, ale papierosy, czekolada zrobiły swoje – lody przełamane.
Córka w ciąży to była zła wiadomość. Ale nie w tej rodzinie. „Moi dziadkowie mieli sami 13 dzieci! U nas w katolickiej Brabancji to było normalne.
Dziadek mawiał: lepiej jedno dziecko więcej niż mniej”
– mówi Holenderka Wanda Smigielski. Wiele ciężarnych dziewczyn musiało opuszczać rodzinne strony, by nie przynieść rodzinie wstydu.
Brat Wandy urodził się w 1946 r. Matka miała wtedy 16 lat. Ślub wzięli po demobilizacji Józefa Śmigielskiego (żołnierza 10. Pułku Dragonów) w sierpniu 1947 r. Wanda przyszła na świat w styczniu 1948 r.
„Moja matka miała 19 lat, gdy wkraczała w dorosłe życie z dwójką dzieci i mężem Polakiem”.
Józef nie wrócił od rodzinnej Łodzi, bo cała jego rodzina zginęła podczas wojny.
Wanda od 8 lat pełni funkcję sekretarza fundacji Muzeum Gen. Maczek. To wspaniały sposób, by zaspokoić głód informacji dotyczący jej ojca i jego dywizji i jednocześnie pielęgnować pamięć o tych żołnierzach.
Dumna z polskiego ojca
W szkole uczono ją, że Holandię wyzwolili Brytyjczycy i Amerykanie. „Był dla mnie po prostu żołnierzem, który walczył na froncie II wojny światowej. Nawet nie wyzwolicielem Bredy, bo mieszkaliśmy w Oosterhout, a te 10 km wtedy to był duży dystans, bez auta ani rusz”.
Ojciec pracował najpierw w fabryce papierosów w Oosterhout, potem na budowach. Zarabiał 7,5 guldenów tygodniowo. Utrzymywał całą rodzinę, żona nie pracowała.
W domu rozmawiano po holendersku, Wanda nauczyła się od ojca kilku polskich słów, jak „dziękuję”, „uciekaj”, „dobranoc”. Oraz – jak dodaje – dziękować po posiłku.
„Polscy żołnierze byli bardzo skromni, z pokorą zaakceptowali swój los, byli bardzo samodzielni i zaradni” – dodaje pani Gulinski z Bavel.
Cieszy się, że powstaje miejsce pamięci generała Maczka, dla nich dzieci maczkowców to wiele znaczy.
„W latach 70. i 80. prawie nikt nie wiedział o dzieciach polskich żołnierzy. Mawiano, że Bredę wyzwolili Kanadyjczycy” – mówi Bożena Gulinski i dodaje:
„Dopiero upadek muru berlińskiego i koniec zimnej wojny – Polska przestała być wrogiem za żelazną kurtyną i lody zaczęły szybko tajać”.
autorka: Małgorzata Bos-Karczewska
Dziękuję moim rozmówcom za poświęcony czas a Fundacji Liberation Europe za zaproszenie do udziału w wyprawie dla dziennikarzy w związku z 75-leciem wyzwolenia Holandii.
Masz uwagi czy pytania, skieruj je do autorki, poprzez formularz z dopiskiem „Breda 2019”, tutaj go znajdziesz. Więcej informacji o autorce znajdziesz tutaj w opisie redakcji.