Gmina Baarle, czyli jak się śpi w transgranicznym łóżku

Takich terytorialnych puzzli, jak w tej graniczącej z Belgią holenderskiej gminie, nie znajdziecie w całej Europie. Tutaj nie dość, że granica przebiega przez środek niejednego łóżka, to jeszcze meandruje, jak rzeka i kończy się np. w sklepie z tytoniem. Witajcie w gminie Baarle – administracyjnym dziwolągu i wielkiej turystycznej atrakcji.

Przyjeżdżając tutaj tak naprawdę odwiedzicie dwie gminy – holenderską Baarle-Nassau (Brabancja Północna) i belgijską Baarle-Hertog  (prowincja Antwerpia). Która jest która zorientujecie się po znaczkach określonej flagi na drzwiach domów i innej dla każdego z krajów numeracji.

Polecamy artykuły z kategorii Ludzie

Na drogach zobaczycie coś na kształt wielkich aluminiowych pinezek wtopionych w nawierzchnię i układających się w linię, na chodnikach zaś wymalowane na biało krzyżyki. A wszystko to bez jakiejkolwiek logiki, czy porządku.

Miasteczko Baarle jest dwupaństwowe, a granica szatkuje je niemiłosiernie w coś na kształt puzzli, przecinając nie tylko ulice, ale także domy (wraz z ratuszem), ogródki, sklepy i kawiarnie.

Skąd to się wzięło?

Zaczęła się ta historia niezwykłej holenderko-belgijskiej enklawy już w średniowieczu (XII w.), kiedy ten skrawek ziemi podzielili pomiędzy siebie książę (inaczej wojewoda – hertog) Brabancji i hrabia Van Nassau z Bredy.

Polecamy: Holenderskie streken, czyli Niderlandy od innej strony

Wytyczanie granic, nie da się ukryć, trochę trwało. Dzisiejsze linie graniczne oznaczono w 1843 r., ale ostateczne cały proces zakończył się dopiero w 1995 r. Gminę Baarle podzielono na 30 enklaw, z których 22 dwie należą do Belgii, ale leżą w granicach Niderlandów.

Uff, nawet opis tego przypadku nastręcza kłopotów, a cóż dopiero życie w takim zakątku. Chociaż są i korzyści dla mieszkańców – oprócz dochodów z turystów licznie odwiedzających gminę – wynikające z nadzwyczajnej transgraniczności tego miejsca w Europie.

Dom w Holandii, wejście od Belgii

Mieszkańcy enklawy nauczyli się wykorzystywać różnice w prawie pomiędzy Holandią i Belgią dla swoich korzyści. Przykładów takich jest wiele.

Polecamy: Nadmierna prędkość wyprzedza psie kupy. Na co narzekają Holendrzy?

Oto jeden z właścicieli domów chciał gruntownie przebudować swoją nieruchomość. Przepisy holenderskie w tym względzie są bardzo rygorystyczne, belgijskie zaś łagodniejsze. Co zrobił właściciel domu, którego znaczna część znajduje się po stronie holenderskiej? Wykuł drugie drzwi wejściowe. Po stronie belgijskiej. I zaszalał z remontem, jak chciał.

W Holandii w niedzielę otwarte są tylko wybrane sklepy spożywcze, natomiast w Belgii handel w tym dniu jest dozwolony. Mieszkańcom Niderlandów w to graj. Przechodząc wyznaczoną przez krzyżyki granicę trafiają wprost do otwartego w niedzielę belgijskiego marketu, gdzie np. ceny alkoholu i tytoniu są niższe niż po stronie holenderskiej.

Linie graniczne przechodzą tutaj w niebywałych miejscach. Mąż przygotowuje kawę w kuchni po stronie holenderskiej, żeby wypić ją z żoną w leżącym w Belgii pokoju dziennym. „Transgraniczne” łóżka, przez które granica przechodzi pośrodku, nie należą tu do rzadkości.

W miejskim ratuszu białe krzyżyki wyznaczające terytorium Belgii i Holandii biegną dokładnie przez środek sali obrad.

Kto korzysta, a kto płaci?

W enklawie nie brakuje jednak problemów związanych z niezwykłym ukształtowaniem administracyjnych granic.

Jednym z poważniejszych są remonty dróg, te bowiem na długości kilkuset metrów przekraczają granice nieraz po kilkanaście razy. Kto ma płacić za inwestycję? W jakich proporcjach? Szczególnie uciążliwe jest planowanie nowych odcinków systemu kanalizacyjnego, z tych samych powodów.

Kłopotów nastręczają rozliczenia za energię elektryczną, bo np. punkt dostawy prądu znajduje się w Holandii, ale zużycie następuje w Belgii i odwrotnie.

Mieszkańcy i władze Baarle wyćwiczyli do perfekcji sztukę negocjacji we wszystkich życiowych sprawach. Czy zresztą mieli inne wyjście? Żyją więc tu zgodnie, a obywatele (po obu stronach łącznie 9.000 osób) mają podwójne – holenderskie i belgijskie obywatelstwa oraz dwa paszporty.

Przyjedźcie tutaj i zobaczcie ten fenomen administracyjny na własne oczy. Hoteli, pensjonatów B&B, knajpek i pubów tu nie brakuje. A i do Antwerpii też stąd blisko.

Fot. Wikipedia/Alix Guillard