Platforma finansowego bezpieczeństwa dla freelanserów. Warzenie własnego piwa. Biblioteka z ciuchami zamiast książek. Czasem szalone, na pierwszy rzut oka, projekty. Nie trzeba być geniuszem, żeby to zrobić. Na własny biznes musisz tylko mieć pomysł, który zachwyci klientów.

Niekonwencjonalne myślenie, do którego trzeba pewnej odwagi. Słuchanie własnej intuicji, a nie głosów znajomych: Zwariowałeś?! Przecież to się nie uda. Tutaj, na tak trudnym rynku?

 Szczegóły tutaj https://polonia.nl/reklama/
Szczegóły tutaj
Nie będziesz pracował „na piękne oczy”

26-letni Jonathan Koy – specjalista technologii informacyjnych i komunikacyjnych, imigrant z Konga, w Holandii od 12 lat. Jak wielu freelanserów i on borykał się z nierzetelnymi klientami, którzy zamówili i otrzymali usługę, ale za nią nie zamierzali zapłacić.

Wymyślił platformę online dla freelanserów wykonujących tzw. wolne zawody. Filepurch umożliwia aktorom użyczającym swoich głosów (np. w reklamach), dziennikarzom, konsultantom itd. umieszczanie ich dzieł w cyfrowej chmurze. Klient uzyskuje do nich dostęp tylko wówczas, gdy na konto twórcy wpłyną pieniądze.

Jonathan nawet nie przypuszczał, że osiągnie taki sukces. Początkowo chciał się po prostu sam utrzymywać w drogim Rotteramie, gdzie mieszka. Dzisiaj jego platforma służy nie tylko Holendrom, ale także Amerykanom i Kanadyjczykom wykonującym wolne zawody.

Uwarz sobie domowe piwo. I zarabiaj

Siostry Tessel i Do de Heij, z których jedna była skromną pracownicą centrali Albert Heijn, a druga posiadaczką rozlicznych hobby, w życiu nie przypuszczały, że założą właśną firmę. A zaczęło się od piwa.

W kuchni właśnego domu siostry, dla rozrywki, warzyły swojskie piwo (o różnych smakach), a potem częstowały nim swoich przyjaciół. Jedna butelka z takiej „produkcji” wpadła pewnego razu w ręce właściciela pubu, który namówił siostry na uwarzenie piwa do beczki w jego lokalu.

A potem już poszło. Coraz więcej pubów w Holandii chciało mieć w swojej ofercie piwo marki Gebrouwen door Vrouwen, a za gastronomią poszły też sklepy. Dzisiaj rzemieślnicze piwa dwóch sióstr można kupić w sieciach Albert Heijn i Marqt.

Biblioteka z ciuchami

LENA the fashion library to miejsce, z którego można wyjść z ubraniami słynnych (i drogich) projektantów, jak i tych, którzy idą właśną ścieżką nowoczesnego krawiectwa. To biblioteka, w której, zamiast książek, jest odzież. Sukienki w stylu vintage, klasyczne kurtki, wegańskie torebki.

Interesujący ciuch można wypożyczyć na tydzień (lub dłużej). A potem oddać i wziąć coś nowego. 6 takich „bibliotek” znajduje się w Amsterdamie, a pozostałe 4 w innych miastach Holandii. Docelowo ma powstać tysiąc butików LENA, gdzie, oprócz mody, znajdą się także zabawki, czy narzędzia.

Biznes założyły siostry (znowu!) – Angela, Diana i Elisa Jansen wraz z Suzanne Smulders (najlepszy start-up w 2015 r.) i po kilku latach istnienia osiągają już próg rentowności, co w modowym biznesie może imponować.

Jak to działa? Klient wykupuje abonament w wysokości 25 euro miesięcznie, co stanowi równowartość 100 punktów. Gdy zapłaci 50 euro miesięcznie, to pula urośnie do 300 punktów. Za wypożyczenie prostego T-shirta zapłaci 25 punktów, za elegancki płaszcz – 100.

Sam pomysł nie jest nowy, bo podobne firmy pojawiły się wcześniej w USA i Chinach, ale w Niderlandach jest pierwszy. Wpisuje się także w szerszy kierunek myślenia o modzie i o ekologii, bo te dwie sfery są ze sobą mocno powiązane.

Pomysł, odwaga, zainteresowanie klientów, a potem ciężka praca.  Jeśli to wszystko masz, to czemu nie spróbować?

Fot. Pixabay