Królowa polskiego fitnessu Ewa Chodakowska przyciąga tłumy Polek, podobnie było w Amsterdamie w listopadzie 2017 r. Trening ciała wymaga zmiany nawyków i samodyscypliny, wyznaczenia celu. Chodzi jej jednak o coś więcej – walczy o Polki. Chce, by realizowały swoje marzenia, by były sprawcze. Dlatego parę lat temu powróciła do Polski.  – Każda kobieta, która zabiera się za pracę nad swoim życiem, nie tylko nad ciałem, jest dla mnie autorytetem – mówi w rozmowie z Małgorzatą Bos-Karczewską.

Małgorzata Bos-Karczewska: Witam w Holandii dziewczynę z Bieszczad, bo tak o sobie mówisz.

Ewa Chodakowska: – Tak, Bieszczady są wyjątkowym miejscem, warto je odwiedzać, to wciąż nieodkryty dziewiczy zakątek Polski. Jak tylko mam okazję, uciekam do rodziny, do Sanoka. Biorę samochód i dzieciaki mojej siostry, zabieram je do Cisnej, Przysłupi, Wetliny.

Czy jest to pierwszy twój trening w Holandii?

– Tak, natomiast w tym kraju jestem po raz drugi. Pierwszy raz w Amsterdamie byłam razem z mężem dwa lata temu. Był to dość spontaniczny wyjazd. Zobaczyłam na Instagramie fajną grafikę z oznaczonym moim mężem i tekst: „Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu.” Sprawdziliśmy datę, to była faktycznie rocznica naszego ślubu i spontanicznie wybraliśmy się z tej okazji do Amsterdamu (śmiech).

To z mężem nie pamiętacie tak ważnej daty?

– My na luzie podchodzimy do takich okazji. Celebrujemy życie każdego dnia i nie trzymamy się rocznic. Postanowiliśmy więc zrobić coś wyjątkowego. Zadzwoniłam na lotnisko, pierwszy lot był do Amsterdamu. W ciągu 2 godzin znaleźliśmy się w samolocie. Przylecieliśmy zmęczeni, przespaliśmy się i wróciliśmy, nie zobaczywszy Amsterdamu.

Tym razem jest inaczej. Ten wyjazd jest dobrze zorganizowany, zrobiliśmy sobie 5-godzinny spacer po uliczkach Amsterdamu. Bardzo fajnie można się tu… zagubić. Dużo się dzieje w mieście, jest kolorowo, mnóstwo różnorodnych smaków, czuję się wolność. Ludzie są tacy barwni, pozytywnie nastawieni. Bardzo nam się tutaj podoba.

Chciałam bardzo podziękować, bo twój przyjazd zmobilizował nas do wielkiego wysiłku, by sprężyć się i opracować nową odsłonę portalu z nowym logotypem.

– Cieszę się bardzo, nie czuję się sprawczynią tak wielkiej mobilizacji. Miło to słyszeć.

Jestem pod wrażeniem twojego wpływu na miliony Polek. Inspirujesz je do aktywnego stylu życia, dobrego odżywiania. Czy czujesz się liderem zmian?

– Nie chcę sobie przypisywać tytułów, by zabierać komuś zasługi, ale bardzo zależy mi na Polkach. Jeżeli sama będę dawać dobry przykład, realizować cele, spełniać marzenia, to jest szansa, że kogoś zainspiruję.

„Ja tylko rzuciłam śnieżną kulkę, a ruszyła ogromna lawina. Każda osoba inspiruje kolejną”

Nie chcę wyjść na pyszałka, ale każda z nas powinna mieć takie przekonanie, że może coś zmienić w tym świecie, zrobić coś dobrego.

Trening z Ewą Chodakowską w Amsterdamie, fot. Maryla Fossen Photography

Dlaczego tak bardzo zależy Ci na ludziach, zwłaszcza na kobietach, by były „lepszą wersją samej siebie”?

– Bo wierzę w ludzi. Każdy z nas ma w sobie potencjał. Tylko od nas zależy czy go wykorzystamy.

Polki, dla których zawsze inne osoby – dzieci, mężowie, przyjaciele są ważniejsi – zapominają trochę o sobie. Tak, walczę o te nasze Polki.

„Zależy mi, by kobiety, oprócz prozy życia, widziały, że można mieć hobby, są inne zajęcia, potrzeby własne. Każda z nas ma obowiązek zadbać o siebie”

Po tłumach, jakie przychodzą na treningi, także tutaj w Amsterdamie, widać, że Polki noszą w sobie potrzebę zmiany, wręcz wyrwania się z pewnego kulturowego kręgu narzuconego przez otoczenie czy rodzinę w kraju. A kiedy ty sama odkryłaś, że tak bardzo zależy Ci na ludziach, by zacząć na nich oddziaływać?

– Zawsze miałam wokół siebie ludzi, którzy przychodzili po radę, motywację. Mam w sobie energię, którą potrzebuję się dzielić. Na studiach miałam koleżanki, które musiały się dobrze odżywiać i ćwiczyć. „Terroryzowałam” je wszystkie, by ćwiczyły (śmiech).

Na czym to polegało?

– Kiedy koleżanki pytały mnie, skąd te jędrne pośladki, odpowiadałam: nie rosną na drzewach, trzeba ćwiczyć. Podczas studiów w Warszawie chowałyśmy się w toalecie, by wykonywać ćwiczenia na pośladki. Pamiętam to do dzisiaj!

A co studiowałaś?

Stosunki międzynarodowe w Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu, później na Polskiej Akademii Fotografii, Polskiej Akademii Sportu w Warszawie, Lead Polish Fitness School w Krakowie, na Akademii Pilates i w sportowym college w Atenach.

Po roku studiów stosunków międzynarodowych wiedziałam, że to nie dla mnie, jak była makroekonomia to tłukłam głową w ławkę….

Naprawdę? Ja skończyłam makroekonomię tu w Amsterdamie, a jestem dziennikarzem.

– Podziwiam, te zajęcia z makroekonomii były dla mnie nie do przejścia. U profesora Misia zasypiałam. To wszystko jest jednak ważne, by zrozumieć, że jeśli coś jest nie dla nas, to lepiej zmienić kierunek. Nie bić z uporem maniaka w mur, lepiej ten mur obejść i otworzyć inne drzwi.

Wiele osób stawia sobie cel mało realny czy niespójny z tym, co czujemy. Decydują się jednak na kontynuację i realizację tego celu ze względu na ambicje czy opinie koleżanek, presję zewnętrzną. Bardzo boimy się zmian, gwałtownych ruchów, oj bardzo.

My, czyli kto?

My, przede wszystkim Polki.

Czy to kwestia wychowania w kraju? Pewnych nawyków społecznych?

– Pamiętam, że moi rodzice bardzo pragnęli, bym poszła na te studia i je skończyła. Powstało ciśnienie z zewnątrz. Nawet w sytuacji, kiedy mamy poczucie, że dokonaliśmy złego wyboru, brniemy w to, by rodzinie, a także i sobie udowodnić, iż daliśmy radę.

Nie ma takiej potrzeby, bo zmiany są właśnie najfajniejsze. Przy zmianach, przy potknięciach uczymy się najwięcej o sobie. Ten szeroki wachlarz studiów, które mam za sobą, dał mi to, kim jestem dzisiaj. Bardzo się cieszę, że nie skończyłam tych stosunków międzynarodowych i nie jestem makroekonomistą a trenerką fitness.

Masz za sobą kilka lat doświadczeń na emigracji w Grecji.

– W Grecji mieszkałam w sumie 4 lata, a wcześniej byłam 2 lata w Londynie – uczyłam się tam języka, sprzątałam i byłam opiekunką do dzieci, pracowałam za barem. To była harówka od rana do wieczora.

Dało mi to pstryczka w nos. Nauczyło szacunku do zarobionych pieniędzy, nabyłam tam przekonania, że muszę być rozsądna – oszczędzać czy inwestować moje pieniądze.

Szybko się zorganizowałam, bo sprzątałam tak, że z podłogi można było jeść, a popyt na moje usługi tylko rósł. Po roku założyłam swój tzw. cleaning service, wynajmowałam dom, tam mieszkały dziewczyny, które u mnie pracowały.

W Grecji byłam z kolei kelnerką i studiowałam na Akademii Pilates. Mogłam sobie na to pozwolić, bo z zarobionych w Londynie pieniędzy kupiłam ziemię w Polsce i ją sprzedałam po 2 latach z bardzo, bardzo dużym zyskiem. Mogłam wtedy zainwestować w moją edukację. Potem wróciłam do kraju i wyjechałam jeszcze raz na wakacje na tydzień.  zostałam 2 lata. Poznałam mojego przyszłego męża Lefterisa.

Lefteris Kavoukis odgrywa ważną rolę w Twoim życiu. Dzięki niemu poznałaś fitness.

– Tak, ja miałam zawsze świra na punkcie aktywności fizycznej. Odkąd pamiętam, tylko nie postrzegałam tego w kategorii planów na przyszłość, jako profesji czy sposobu na życie. Wydawało mi się to zbyt błahe, bo przychodziło mi to łatwo i z przyjemnością. Sądziłam, że to, co jest hobby ma zostać hobby, możemy czerpać z tego przyjemności, a praca zawodowa ma być czymś poważnym.

Mój mąż mnie zainspirował, by hobby zamienić na sposób na życie. Lefteris jest moim mentorem.

Trening z Ewą Chodakowską i Lefterisem Kavoukisem w Amsterdamie, fot. Maryla Fossen Photography

W Grecji stałaś się trenerką, by wrócić z nowym zawodem do Polski.

– Rozpoczęłam pracę jako trener w Atenach, pracowałam w siłowni, ale było duże zainteresowanie tym, jak ja to robię. Otworzyłam własne studio w 300-metrowym domu, który wynajęliśmy. Pracowałam z przeróżnymi klientkami. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jeśli inspiruję kobiety wymagające, które stać na każdego trenera i przy tym mam wielokulturowe towarzystwo na sali treningowej, to dlaczego nie wrócić do Polski?

„Te kobiety rozkwitały na moich oczach. Dlatego chciałam wrócić, by przenieść to na nasz grunt i pomóc Polkom”

Jakie plany ma polska królowa fitnessu na kolejne miesiące?

– Wiem, co robię przez kolejne pół roku. Do końca lipca nie ma gdzie szpilki wcisnąć. Dużo się dzieje.

Co obecnie jest najważniejsze w twoim życiu?

– Wewnętrzne poczucie spełnienia, że to, co robię ma sens. Każda  osoba, które korzysta z moich materiałów przypomina mi o tym każdego dnia.

Każda kobieta, która zabiera się za pracę nad swoim życiem (nie tylko nad ciałem, ale przede wszystkim nad własnym życiem) jest dla mnie autorytetem. Czerpię od nich inspirację. Kobiety, które ze mną trenują, wracają do mnie, mają życzenia, pytania, potrzeby.

A gdzie chcesz być za 10 lat?

– Myślę, że za 10 lat będę wciąż w Polsce. Będę robić to, co robię teraz, póki mam siłę, ręce i nogi sprawne oraz głos. Będę to robić, bo jest dla mnie niezmiernie ważne, by kobiety zdały sobie sprawę, że mogą walczyć o siebie, mogą dbać o siebie i że mają prawo do szczęścia.

Dziękuję za rozmowę.

Z Ewą Chodakowską rozmawiała Małgorzata Bos-Karczewska

Podziękowania dla Marysi Bialek z Mmb Marketing, głównej organizatorce treningu z Ewą Chodakowską w Amsterdamie za umożliwienie spotkania naszej rozmówczyni. 

fot. Maryla Fossen Photography

Relacja z treningu, realizacja Multimediarevolution.eu