Kerst, Kerstmis, Kerstfeest – kilka nazw, jakie znajdziecie w języku niderlandzkim na nasze jedno Boże Narodzenie. Na tym jednak różnice się nie kończą. Kerst w Holandii to przede wszystkim umiar. Brak silnych tradycji. Tu po prostu jest inaczej, niż w Polsce.
Polakom w Niderlandach rzuca się w oczy kilka braków związanych z grudniowymi świętami. Brak szaleństwa w supermarketach spożywczych (a potem w kuchniach), brak Wigilii, brak religijnej oprawy (szopek na ulicach, religijnych akcentów w witrynach sklepów), brak sprzedawców z żywymi choinkami na każdym rogu, brak kolęd z głośników. Pewnie potraficie podać jeszcze inne braki.
Holendrzy obchodzą Boże Narodzenie zupełnie inaczej, niż my, ale to nie znaczy, że nie mają związanych z tym świętem tradycji, także kulinarnych, ani żadnych zwyczajów. Coś jednak mają, choć trzeba trochę pokopać w źródłach, poobserwować, popytać sąsiadów.
Morze świątecznych kartek
Boże Narodzenie jest świętem przede wszystkim religijnym, tymczasem zdecydowana większość Holendrów deklaruje się jako ateiści (w ostatnich badaniach tutejszego urzędu statystycznego – około 17 proc. wierzy w jakąś formę Boga). Stąd pewnie też grudniowe dni traktowane są najczęściej jako święto nie religijne, ale rodzinne.
Podziały na protestantów i katolików przetrwały jednak w tradycji językowej. Ci pierwsi pozdrowią was „Prettige Kerstfeest”, ci drudzy zaś „Zalige Kerstmis”. Wszystko zależy od regionu kraju i dominującego w nim niegdyś wyznania.
Jako się rzekło, Holendrzy nie znają Wigilii, za to kochają tradycyjne kartki świąteczne. Są w tym nie do pobicia. Z wszystkich Europejczyków Holender wysyła wciąż najwięcej kartek z życzeniami na Bożę Narodzenie. W zeszłym roku statystycznie wypadało 40 sztuk na jednego mieszkańca kraju. W każdym punkcie pocztowym (tradycyjnej poczty z budynkiem tu nie ma) ustawione są specjalne skrzynki tylko na te kartki.
Piszą wszyscy do wszystkich – do rodziny, dalszych i bliższych znajomych, sąsiadów, szefów i kolegów z pracy oraz partnerów biznesowych. Internet, rzecz jasna, wkracza i w tę sferę, ale Holendrzy, mimo wszystko, tak łatwo w przypadku tej tradycji nie ulegają modzie. Niektórzy takie kartki potrafią przygotowywać własnoręcznie! Wszyscy ustawiają potem bożonarodzeniowe zbiory na widocznym miejscu w domu, a nawet w oknach.
Gdzie spojrzysz – choinki
Mieszkańcy Niderlandów ogromną wagę przywiązują do choinki. Sztuczne wchodzą na rynek coraz śmielej, ale nadal w tym liczącym 17 mln obywateli kraju sprzedaje się rocznie 3 mln żywych choinek. Są do kupienia w specjalnie wyznaczonych miejscach.
Drzewka ustawia się tak w domach, jak i przed nimi – w ogródkach, czy na podjazdach. Wszystkie przystrojone lampkami i bombkami, często podążające za najnowszą modą. Rozświetlone, wraz z innymi świątecznymi dekoracjami tworzą piękny nastrój, mimo braku śniegu, którego w ostatnich latach próżno tu wyczekiwać na Boże Narodzenie. Kolorowo i świetliście przybrane są nawet drzewa i krzewy przed domami.
Tradycją w Polsce nieznaną jest kerstboomverbranding, czyli palenie nieco przeschniętych już choinek w miejscach specjalnie wyznaczonych do tego celu przez władze gmin. W takim wydarzeniu bierze udział zwykle duża ilość mieszkańców, którzy przywożą własne domowe drzewka. Świąteczne dekoracje, w tym choinki, znikają z przestrzeni publicznej do 5 stycznia i wtedy wszystko wraca do codziennej normy.
Stół, czyli co kto lubi
Czy Holendrzy mają jakieś tradycyjne potrawy, podawane tylko podczas Świąt Bożego Narodzenia? Mają, choć są one nieliczne.
Kerstdiner to najczęściej rozmaite pieczyste z dziczyzny, gęsi, kaczki, królika, albo indyka z nadzieniem. Gotowe zestawy z tego rodzaju mięsem oferują wszystkie spożywcze markety. Holenderki, jak wiemy, nie spędzają zbyt wiele czasu w kuchni. Nie są też wyjątkiem całe rodziny, które wybierają się na świąteczny obiad do restauracji. Te są tutaj podczas Bożego Narodzenia otwarte i na brak gości nie narzekają.
Miłym kulinarnym zwyczajem w holenderskim domu jest gourmet, czyli wspólne pieczenie na elektrycznym grillu małych kąsków różnych rodzajów mięs, do których dorzucamy warzywa, rzadziej ser, a jeszcze rzadziej ziemniaki. I znowu – gotowe zestawy gourmet można kupić w każdym sklepie.
Na świąteczne holenderskie stoły wjeżdża także kerststol – rodzaj dosyć twardego keksu z rodzynkami, którego środek wypełnia nadzienie z marcepana. Popularne są ciasteczka kerstkransjes z czekoladą lub kolorową posypką. Mają dziurkę w środku, dlatego można je powiesić na choince.
I właściwie to tyle, jeśli chodzi o kuchnię bożonarodzeniową w Holandii. A co z innymi tradycjami?
Kolędowanie nie zaginęło
Kerstnachtdienst, czyli polska pasterka – uroczysta msza św. o północy – to jedyny moment w roku, w którym holenderskie kościoły się zapełniają. Tutaj to nabożeństwo odprawiane jest czasem o 24.00, a czasem wcześniej, np. o 22.00.
O tej porze w niderlandzkich świątyniach rozbrzmiewają kolędy (kerstlied/kerstliederen) nie tylko holenderskie, ale także niemieckie i angielskie. „Nu zijt wellekome” jest jedną z najstarszych pieśni bożonarodzeniowych, bo swoimi korzeniami sięga XV wieku. Posiada dwie wersje: katolicką – dłuższą i protestancką – bez zwrotek maryjnych. Innymi chętnie śpiewanymi kolędami są „De herdertjes lagen bij nachte”, „Komt allen tezamen” (protestanci) lub „Wij komen tezamen” (według katolików).
Po Świętach ze sklepów znikają atrybuty Kerst, a ich miejsce zajmują zestawy do pieczenia olliebolen – rodzaju naszych pączków, bardziej twardych, o mniej regularnych kształtach i zróżnicowanych nadzieniach, albo i bez nich. Olliebolen są tradycyjnym poczęstunkiem podczas sylwestrowej nocy (hucznych bali i zabaw tutaj się nie urządza) oraz Nowego Roku.
Życzymy Wam Prettige Kerstfeest/Zalige Kerstmis/Pięknych Świąt Bożego Narodzenia!
Fot. Pixabay