Polska edycja tej książki zaplanowana została na czas uroczystości,
jakie odbędą się 16.09.2006 w Holandii, weźmie w nich
udział Norman Davies, który napisał przedmowę do książki.
Czytaj recenzję>>
Długa historia niesprawiedliwości
„W długiej
historii niesprawiedliwości nikt nie został potraktowany bardziej
niesprawiedliwie niż generał Stanisław Sosabowski” – pisze Norman
Davies w przedmowie do „Rozdartego narodu” George’a F.
Cholewczynskiego, amerykańskiego autora polskiego pochodzenia. Polska
edycja tej książki zaplanowana została na czas uroczystości, jakie
odbędą się we wrzesniu w Holandii.
Kamień milowy
George F. Cholewczynski urodził
się po wojnie, w 1951 roku w New Jersey. Do miana eksperta w dziedzinie
wojen powietrznodesantowych doszedł po latach archiwistycznej,
bibliotekarskiej pracy urozmaicanej zbieractwem i malowaniem…
żołnierzyków. Jest hobbystą, który w dzieciństwie – jak wspomina –
ubolewał, że tak trudno mu było nabyć miniaturowe figurki żołnierzy
polskich, podczas gdy w niemieckich mógł przebierać. Nic dziwnego, że
spróbował sam wykonywać dokładne modele polskich żołnierzy, a niezbędne
informacje zdobywał, korespondując z członkami Instytutu Polskiego i
Muzeum Sikorskiego w Londynie. Zaczął regularnie jeździć do Anglii,
gdzie spotykał się z weteranami bitwy pod Arnhem, przeprowadzając z
nimi obszerne wywiady, jak również odwiedzać Holandię, gdzie znów
przebadał każdy chyba metr pola zmagań walczących tam (i ginących –
brygada Sosabowskiego miała 25 proc. strat) polskich żołnierzy.
W
1989 roku wydał w Holandii książkę „De Polen van Driel”, a cztery lata
później w Stanach Zjednoczonych „Poles Apart: The Polish Airborne at
the Battle of Arnhem”. Teraz ta druga książka trafia do polskich
czytelników w przekładzie Macieja Antosiewicza.
Jej wydanie po
polsku to – zdaniem Normana Daviesa – kolejny kamień milowy pozwalający
Polakom, najbardziej zainteresowanym tą problematyką, ostatecznie
rozstrzygnąć, czy Polska została zdradzona.
Szarża lekkiej brygady
O jaką zdradę chodzi
świetnemu historykowi? Otóż, trzeba sobie jasno odpowiedzieć na
pytanie, czy na przełomie 1944 i 1945 roku tylko Związek Radziecki nie
chciał przywrócenia Polsce niepodległości? Czy były też gotowe do tego
mocarstwa zachodnie? „Osobiście – powiada Davies – nie używam słowa
„zdrada”, chociaż haniebne potraktowanie Polski nie ulega wątpliwości.
Zdrada implikuje działanie w złej wierze. A moim zdaniem nie da się
ująć zamierzeń aliantów w taką prostą formułę. Oprócz złej woli
odegrała tu swoją rolę słaba koordynacja, niedoinformowanie,
samozadowolenie, dezorientacja i zwykła nieudolność”.
Tak czy inaczej „przypadek Sosabowskiego” jest więcej niż znamienny.
Znów oddam głos Daviesowi: „Brytyjska opinia publiczna szybko
zapomniała o Arnhem. Postrzegano je jako szlachetną klęskę w rodzaju
szarży lekkiej brygady podczas wojny krymskiej. A jej konsekwencje
wkrótce straciły znaczenie wobec zakończenia wojny w Europie.
Mimo to, gdyby znano prawdę, konsekwencje klęski pod Arnhem
okazałyby się poważne. Niemiecka obrona na Zachodzie została
wzmocniona. Wehrmacht odzyskał bojowego ducha. Holandię czekała mroźna
i głodna zima. Wojska alianckie nie zdołały przekroczyć Renu przez
następnych sześć miesięcy. Stalin miał czas, by bez przeszkód zająć
Europę Wschodnią. Nadzieje na „zwycięstwo przed Bożym Narodzeniem”
rozwiały się, podobnie jak koncepcja zsynchronizowanego uderzenia na
Niemcy ze wschodu i z zachodu. Berlin zdobywała tylko Armia Czerwona”
O jeden most za daleko
Przypomnę, o co chodziło
w bitwie o Arnhem. Najkrócej: wojska alianckie (trzy dywizje plus
spadochroniarze Sosabowskiego) miały przejąć i utrzymać mosty w
Holandii, żeby umożliwić pancerniakom atak lądem w sam środek Niemiec.
Zamiar się nie powiódł. Alianci ponieśli klęskę, udało im się stworzyć
jedynie wiodący donikąd stukilometrowy korytarz. Niemiecki opór okazał
się daleko silniejszy, niż tego się spodziewano, i jak celnie
powiedział gen. Browning, główny autor czarnej legendy Sosabowskiego,
cała operacja to był „o jeden most za daleko”.
Marszałek Montgomery, chodzący w sławie po Al-Alamajn, uznał mimo
wszystko, że operacja zakończyła się 90-procentowym sukcesem, natomiast
„Polacy spisywali się słabo”. Konsekwencją tej oceny stał się poufny
raport gen. Browninga do brytyjskiego Sztabu Korpusu
Powietrznodesantowego postulujący usunięcie Sosabowskiego ze stanowiska
dowódcy polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Sugestia ta
trafiła na podatny grunt. Polski generał, we wrześniu 1939 r. dowódca
legendarnego Pułku Dzieci Warszawy, zakończył wojnę, dowodząc
jednostkami wartowniczymi, podobnie jak jego elitarna jednostka bojowa,
która w 1945 roku pilnowała mostów na rzekach Waal i Moza.
Sosabowskiemu nie przyznano renty wojskowej, przez lata pracował
jako magazynier, dźwigał ciężkie zwoje drutu. Do Polski wrócić nie
mógł, komunistyczne władze pozbawiły go obywatelstwa. Jedno, co mu się
udało, to połączyć rodzinę – do Anglii przybyli jego żona i syn, oficer
Armii Krajowej, ociemniały po ranie z powstania warszawskiego.
Noszący to samo imię co ojciec dr Stanisław Sosabowski przed
dziesięciu laty wspominał w Anglii, jak 18 września 1944 roku powstańcy
z nadzieją wpatrywali się w niebo nad Warszawą: „Pomimo
nieprzyjacielskiego ostrzału ludzie wybiegli na ulice, krzycząc z
radości: „Przybywają! Nasi spadochroniarze przybywają!” Potem przyszło
wielkie rozczarowanie, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że to tylko ogromna
dostawa broni i zaopatrzenia, w większości, niestety, zrzucona nad
częścią miasta zajętą przez Niemców! (…) Nasze nadzieje, iż
kiedykolwiek ujrzymy brygadę przybywającą na odsiecz miastu, rozwiały
się ostatecznie, gdy otrzymaliśmy wiadomość o operacji Market-Garden.
Wbrew obietnicom alianckiego naczelnego dowództwa polska brygada
spadochronowa nie została wysłana do Polski, tylko wraz z brytyjskimi i
amerykańskimi towarzyszami broni zrzucona w Holandii”.
Mieszkańcy Driel zachowali dobrą pamięć o tych, którzy ich
wyzwalali, polskich żołnierzach z emblematami srebrnego pikującego
orła. Dobrze też pamiętają, jak Niemcy ich ukarali za nazbyt
entuzjastyczne powitanie aliantów, a i nie zapomnieli Amerykanów,
którzy ostatecznie wypędzili hitlerowców z Driel, z tym że ich bazooki
„okazały się lepsze do otwierania sejfów – choćby w kościele katolickim
i w należącej do Baltusenów przetwórni owoców – niż do niszczenia
czołgów”.
Pośmiertne uznanie
Co Browning miał do
zarzucania Sosabowskiemu? W jego raporcie można było przeczytać: „…
dał się poznać jako człowiek, z którym współpracuje się niezwykle
trudno (…) podnosi on obiekcje i stwarza trudności (…) choć jest
niewątpliwie zdolnym żołnierzem, nie potrafi się znaleźć na stanowisku
dowódcy brygady spadochronowej, które wymaga osobistego i
bezpośredniego dowodzenia batalionami”. Trzy strony podobnego bełkotu!
W istocie gen. Stanisław Sosabowski był człowiekiem niełatwym,
bardzo wymagającym, ale od siebie również, szorstkim w obyciu,
ambitnym. Wystarczyło tego, by popaść w konflikt z dowódcą brytyjskim.
A gdy jeszcze wytykał sztabowcom, że źle zaplanowali operację, że
zrzutów dokonali nie tam, gdzie było trzeba, że zlekceważyli poważne
siły niemieckie…
Generał umarł w biedzie w 1967 roku. Dwa tygodnie po śmierci jego
prochy zostały przywiezione do Polski. Spoczął w rodzinnym grobie na
Powązkach, tym samym cmentarzu, na którym dwa lata wcześniej odsłonięto
pomnik z nazwiskami wszystkich spadochroniarzy i cichociemnych, którzy
zginęli za ojczyznę w latach 1941 – 1945. Bardzo długo był to jedyny
pomnik za żelazną kurtyną wystawiony żołnierzom walczącym na Zachodzie.
A trzy miesiące temu, 31 maja 2006 roku, królowa holenderska Beatrix
udekorowała 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową najwyższym
odznaczeniem państwowym, Orderem Wojennym Wilhelma I, a generała
Sosabowskiego, pośmiertnie, Medalem Brązowego Lwa.
KRZYSZTOF MASŁOŃ
George F. Cholewczynski „Rozdarty naród. Polska Brygada
Spadochronowa w bitwie pod Arnhem”” przełożył Maciej Antosiewicz.
Wydawnictwo Andrzej Findeisen/ A. M. F. Plus Group sp. z o. o.,
Warszawa 2006
źródło: Rzeczpospolita 02.09.2006