Zdj. ilustracyjne/ Jasmin777 z Pixabay

Chorują na raka, stwardnienie rozsiane, boreliozę. Szukają pomocy dla siebie w medycynie alternatywnej i za granicą. Uruchamiają zbiórkę na specjalnych portalach społecznościowych. Nad medycznym crowdfundingiem nikt nie panuje – alarmują lekarze w Holandii. Pieniądze często trafiają do kieszeni szarlatanów.

W ciągu czterech lat – od 2015 do 2019 r. – tzw. medyczny crowdfunding, czyli publiczne zbiórki pieniędzy na leczenie, wzrósł w Holandii sześciokrotnie. To niebywały skok.

Najczęściej alternatywnego leczenia szukają chorzy na nowotwory, stwardnienie rozsiane (ciężkie schorzenie neurologiczne) i boreliozę. Są zdeterminowani, bo dotychczasowa terapia zawiodła lub nie są z niej zadowoleni.

Polecamy także: Holandia: Trafiasz do lekarza i… dziwisz się na każdym kroku

Leczenie za granicą, metodami zachwalanymi jako unikatowe, nowatorskie, jedyne w świecie, najczęściej nie jest finansowane z holenderskiego ubezpieczenia zdrowotnego. A nieraz kosztuje bajońskie sumy. Pozostaje więc zbiórka na platformach crowdfundingowych.

Kto sprawdza skuteczność?

Gazeta „Volkskrant” opublikowała artykuł, w którym przedstawiła stanowisko holenderskiego środowiska lekarskiego wobec rosnącej liczby zbiórek na leczenie za pośrednictwem wspomnianych platform.

Nikt nie sprawdza skuteczności terapii reklamowanych jako alternatywne i… niezwykle skuteczne. Nikt nie podaje czynników ryzyka w razie poddania się tym zabiegom. Wreszcie – nikt nie wspomina, jak wiele było niepowodzeń, które skończyły się powikłaniami lub zgonem pacjenta.

Czytaj także: Jak sprawdzić, czy masz ubezpieczenie społeczne oraz czy jesteś ubezpieczony na wypadek leczenia w Holandii?

Jak pisze gazeta, stowarzyszenia holenderskich onkologów i neurologów biją na alarm. Oczekują od platform crowdfundingowych wzięcia odpowiedzialności za to, co u siebie udostępniają. Chcą podawania pełnej aktualnej wiedzy na temat określonej terapii.

„Co ten człowiek właściwie robi?”

Niepokój holenderskich lekarzy ma  uzasadnienie. Jak pisze „Volkskrant”, swoje opinie opierają oni nie tylko na własnych doświadczeniach, ale na wiedzy dostępnej szerzej – w poważnych dokumentach i międzynarodowych publikacjach medycznych, np. pismach „The Lancet”, czy „JAMA”.

Czytaj: Holenderska walka ze zdrowotnymi fake newsami. Ważne zwłaszcza dla rodziców

Prezes Holenderskiego Stowarzyszenia Onkologii Medycznej (NVMO) sarkastycznie zauważa w „Volkskrant”, że obecnie lepiej opisany jest skład np. masła orzechowego na każdym sprzedawanym słoiku, niż procedury, który posługują się tzw. alternatywni lekarze.

I podaje konkretne przykłady.

Jednym z nich jest, wzbudzająca duże kontrowersje wśród medyków, klinika leczenia nowotworów mózgu dr Burzynskiego z Houston w USA. Co ten człowiek właściwie robi ze swoimi pacjentami? Tego dokładnie nikt nie wie. Ile za to bierze? Bardzo bardzo dużo. Jaki jest odsetek wyleczeń i niepowodzeń? Próżno szukać takich informacji.

Neurolodzy zauważają, że wielu chorych ze stwardnieniem rozsianym jedzie za granicę leczyć się za pomocą terapii komórkami macierzystymi. Nierzadko do Meksyku i Rosji. Tymczasem to leczenie jest skuteczne tylko u małej grupy pacjentów, w dodatku z bardzo specyficzną postacią stwardnienia rozsianego.

Co gorsza, wielu chorych, która zebrała pieniądze na leczenie alternatywne, rezygnuje z tego tradycyjnego. Skutki często są tragiczne.

Część platform reaguje, inne nie

Sprawa niesprawdzonych praktyk leczniczych i ich rzeczywistych efektów stała się na tyle poważna, że zareagowały holenderskie platformy crowdfundingowe. Przynajmniej niektóre z nich.

Jak pisze „Volkskrant”, platforma GetFunded rozpoczęła zwalczanie u siebie tzw. ruchu antyszczepionkowców. Postanowiła również rzetelniej informować swoich użytkowników o zastrzeżeniach i poziomie ryzyka w przypadku niektórych metod leczenia alternatywnego.

Czytaj także: Antyszczepionkowcy w Holandii. Jest plan przeciwdziałania

Nie wszyscy właściciele portali crowdfundingowych mają te same poglądy. Gazeta cytuje np. założyciela holenderskiej platformy Dream or Donate, który nie uważa za swój obowiązek podawania dodatkowych informacji medycznych.

„To swego rodzaju umowa między darczyńczą i obdarowanym. To chory sam wybiera metodę leczenia i o tym informuje. A ludzie wpłacają na ten konkretny cel. Poprzez crowdfunding spełniają się marzenia. Nie do mnie należy podawania wszystkich szczegółów” – wyjaśnił Robert-Jan Mastenbroek na łamach „Volkskrant”.

Drodzy Czytelnicy! Czy są wam znane przypadki leczenia poważnych schorzeń przy pomocy finansowania przez platformy crowdfundingowe? Jakie macie w tym względzie doświadczenia? Co myślicie o takim poszukiwaniu sposobu na wyleczenie? Napiszcie do nas poprzez formularz kontaktowy Najciekawsze historie opublikujemy.